-czyli proboszczowskie zapiski z Tanzanii
11 stycznia 2011 (wtorek)
Cały wtorek 11.01 byliśmy, a właściwie jechaliśmy (ok. 8 godzin jazdy jeepem po bardzo nierównej drodze) przez Serengeti. Zatrzymywaliśmy się, by fotografować ciekawe zwierzęta, które żyją tu na wolności. Najciekawsze były 2 zatrzymania się.
Raz stanął nam na drodze stary słoń. Stary, bo nie miał już jednego ciosu (kła). Skubał sobie trawkę na poboczu i ani myślał cofnąć się nam z drogi. Akurat jego upór bardzo nam odpowiadał, bo Renia, która ma znakomity aparat fotograficzny i jest naszym urzędowym fotografem, miała sporo czasu na zrobienie zdjęć z najbliższej odległości.
Podobnie było w drodze powrotnej (zrobiliśmy ok. 150 km tam i z powrotem do bramy wjazdowej) z żyrafą, która z kolei była mniej cierpliwa i szybciej ustąpiła nam z drogi. Ileż elegancji i piękna jest w tych zwierzętach! Nie mogę wyjść z podziwu dla mądrości i wszechmocy Boga, który je stworzył.
Jedziemy przez park po nocnej burzy, często pokonujemy kałuże i małe bajorka. Najczęściej spotykanymi zwierzętami są antylopy – od wielkich gnu
aż po najmniejsze, wyglądające jak małe kózki. Towarzyszą nam też stale wielkie stada płochliwych zebr. „Dałeś mi silę bawołu” przypominamy sobie słowa psalmisty widząc rzadziej z bliska, częściej z daleka te ogromne zwierzęta podobne do naszych żubrów czy amerykańskich bizonów. Nawet król zwierząt lew nie ośmieli się zaatakować bawoła. Ks. Janusz jest zachwycony, gdy w drodze powrotnej spotykamy wielki stado słoni (dziesiątki jeśli nie setki zwierząt). Był już 5 razy w Serengeti a nigdy nie widział tak wielkiego stada zwierząt, które w innych miejscach spotykamy w grupach kilku osobników. To doświadczenie ks. Janusza (naszego nie tylko kierowcy, ale i przewodnika) owocuje spotkaniem z lampartem. Jeździliśmy już prawie piątą godzinę po parku, trochę wokoło centrum-bazy dla turystów o nazwie Seronea. Byliśmy już mocno zmęczeni jazdą po tych wertepach, gdy nagle uwagę ks. Janusza skupiło kilka samochodów stojących obok drzewa. Turyści wysunęli z nich swoje aparaty fotograficzne i coś fotografowali. Podjechaliśmy sądząc, że może na sawannie są jakieś lwy czy inne rzadkie zwierzęta.
Ks. Janusz swoim doświadczonym okiem zauważył zwierze wylegujące się na konarze drzewa. „Leopard” autorytatywnie stwierdził ks. Janusz. Odpowiedziałem, że nigdy nie słyszałem o takim zwierzęciu. Ks. Janusz – trochę podobny do mnie w pewnej apodyktyczności – stwierdził, że to leopard bez najmniejszej wątpliwości. Przyjąłem to w pokorze, w końcu on błąka się po Afryce już prawie 20 lat, a nie ja. Studiował teologię w seminarium już na terenie Afryki. „Przecież są te słynne czołgi Bundeswery Leopardy” zakończył kontrowersje ks. Janusz. W pokorze zamilkłem obserwując zwierzę, które leniwe spuściło ogon i łapy i tylko na kilka chwil ukazało nam swe dumne oblicze. Następnego dnia śmiechu było co niemiara, gdy w drodze do Bugisi padła nazwa lampart. Po angielsku pisze się leopard (mówi lepard), a ks. Janusz bez przerwy w Afryce mówi po angielsku i stąd jego pewność, co do nazwy.
Spotkaliśmy w Serengeti także wiele hipopotamów – „hipcio” jak mówiliśmy zdrabniając angielską nazwę. Obserwowaliśmy je w rożnych stadiach odpoczynku. Czasem jak głazy pokrywające rzekę czy staw wystające ponad lustro wody, czasem z potężnymi paszczami wystającymi nad wodę, a rzadziej na zewnątrz poruszające się dostojnie. „Ale golonka” stwierdziliśmy kontemplując te zwierzęta. Nad rzekami widzieliśmy też kilka krokodyli. Przy drogach i na nich pełno było pawianów. Ciekawe są też ptaki Serengeti. Bardzo kolorowe, niektóre jak nasze perliczki, inne jak wróbelki. Sekretarz to nazwa samotnego dużego ptaka, na którego zwrócił nam uwagę ks. Janusz.
Interesująca jest też zmieniająca się przy tak dużych odległościach roślinność Serengeti. Rozległe, bezkresne przestrzenie traw, niczym znane mi z opisów amerykańskie prerie, sawanna z pojedynczymi drzewami o charakterystycznym kształcie, czasem bardzo karłowatym, lasy z bardzo wysokimi drzewami, charakterystyczne krzewy i zarośla nad rzekami czy stawami – „Błogosławcie Pana wszelkie rośliny na ziemi” chciałoby się powiedzieć komentując ten krajobraz kantykiem trzech młodzieńców. Mijamy też wzgórza i góry nietypowo dla naszego oka pokryte trawą i pojedynczymi drzewami. Te same drzewa czy krzewy inaczej wyglądają na początku i w centrum parku. Serengeti to królestwo zwierząt i roślin. Zwiedzającym wolno się poruszać tylko wyznaczonymi drogami. Nie wolno wysiadać z samochodu poza miejscem wyznaczonym na piknik.
Jadąc z powrotem trochę spieszymy się, bo musimy do 18 opuścić park. Dojeżdżamy do bramy wjazdowej z 15-minutowym zapasem.
(źródło mapy: www.wdrodze.blox.pl)