…czyli proboszczowskie zapiski z Tanzanii

12 stycznia 2011 (środa)

Następnego dnia, czyli w środę 12.01 wracamy do Mwanzy, ale tylko po to, aby spakować swoje rzeczy i opuścić gościnny Regional House SMA i po południu udać się do Bugisi w odwrotnym kierunku niż Serengeti, bardziej na południowy wschód Tanzanii. Wyjeżdżamy po południu ok. 16. Czeka nas znów trzy godziny drogi. Droga jest lepsza niż ta z Mwanzy do Serengeti. Ks. Janusz wyjaśnia, że zbudowano ją kilka lat temu za pieniądze Unii Europejskiej. Po drodze fascynują mnie baobaby. Drzewa te mają potężny pień, o średnicy tak na oko nawet kilkanaście metrów. Korona drzewa – zwykle stanowiąca o wyglądzie i pięknie – tutaj schodzi jakby na dalszy plan. Stanowi tło dla pnia. Jola mówi nam, że jeden z katechistów w czasie słowa dla wiernych w ramach nabożeństwa porównał człowieka do baobabu. Z zewnątrz często wydaje się twardy, potężny i groźny, a wewnątrz okazuje się miękki jak pień baobabu. Drzewo bowiem baobabu jest miękkie, nie nadaje się nawet na opał. Baobaby im bardziej zbliżamy się do Bugisi są coraz częstsze, choć pojedynczo rozsiane na horyzoncie, jakby nie znosiły konkurencji – zawsze samotnie.

źródło: www.african.lss.wisc.edu

Dojeżdżamy do stolicy diecezji Shinyanga, do której należy Bugisi oddalone od tego miasta już tylko 55 km. Mijamy dom biskupa z jego licznymi przedsiębiorstwami, które mają dostarczyć dochodu diecezji (piekarnia, wytwórnia materiałów budowlanych itd.), a niestety dostarczają tylko problemów.

Wreszcie jesteśmy na miejscu. Bugisi to nazwa stacji misyjnej – parafii, która powstała 50 lat temu. SMA objęło ja w 1990 roku. Od tego czasu datuje się rozwój tej placówki. Są tu na miejscu dwa kościoły (jeden bez ścian na większe uroczystości), kaplica sióstr zakonnych z Irlandii, które prowadzą szpital, probostwo, szkoła zawodowa dla dziewcząt ucząca szycia i gotowania. Parafia obejmuje 28 out station, jak mówią tutejsi mieszkańcy, czyli stacji misyjnych rozsianych na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów, do których księża dojeżdżają raz na półtora czy dwa miesiące. Mieszkańców terenu misji Bugisi jest ok. 60 tys. katolików ok. 15 %.  Jeszcze dobrze się nie rozpakowałem, a już jedna z sióstr Kate  prosi czy nie poszedłbym do szpitala i pobłogosławił człowieka umierającego na trąd (to inna odmiana trądu znanego nam z Biblii, nie tak zaraźliwa). Przy okazji obchodzę z błogosławieństwem cały szpital. Modlę się nad dopiero co urodzonymi dzieckiem, którego matka jest chora na AIDS (dziecko jeszcze nie wiadomo). Błogosławię albinosa – dziecko, które urodziło się i będzie białe, bo w genach zabrakło odpowiedniego pigmentu. Kreślę im znak krzyża na czole i odmawiamy z Jolą modlitwy nad nimi.