– czyli proboszczowskie zapiski z Zambii

15 lipca 2012

Dzisiaj właściwie jeden punkt programu. Eucharystia z okazji jubileuszu ks. Wacka i naszego. Okazuje się, że Wacek odprawił już kilka takich Mszy jubileuszowych (podobnie jak my). Msza rozpoczyna się nawet kilka minut przed zaplanowaną godz.8.30. Na moją uwagę, że zaczynamy procesję wejścia trochę za wcześnie Wacek komentuje: „Jeśli w Afryce chcesz być punktualny, to musisz być wcześniej. Jeśli będziesz punktualny to się spóźnisz”. Oczywiście procesja wejścia, jak co niedzielę tutaj jest uroczysta. Wchodzimy z zewnątrz kościoła. Ministrantów kilkunastu w różnym wieku. Wacek mówi nam, że powołania do kapłaństwa tutaj (z tej niewielkiej parafii wyszło już 5 księży) rodzą się wśród ministrantów. Widać zresztą ich zaangażowanie w liturgię. Większość mężczyzn np. nie tańczy w czasie śpiewów. Ministranci robią to bardzo chętnie. W czasie procesji wejścia jest dzisiaj kadzidło, ale nie ma ewangeliarza. Pismo św. wnosi się w czasie uroczystej procesji przed ewangelią, a gdzie indziej przed samą liturgią słowa. W procesji wejścia uczestniczą także na biało ubrane dzieci i oprócz scholi kobiety z Legionu Maryi. Dzieci (tak jak wczoraj w Mazubuce) tańczą  tylko w skarpetkach. Niektóre kobiety też są boso.  Wacek tłumaczy, że to jest też wyraz szacunku dla miejsca świętego. Msza rozpoczyna się tuż po zakończeniu procesji na wejście. Wacek przedstawia nas i powód dla którego przyjechaliśmy do Zambii. Nasze imiona i nazwiska wzbudzają powszechną wesołość, zwłaszcza Zygmunta.  Wacek odprawia w tutejszym języku („cinandzia”). Mówi bardzo wyraźnie, dobitnie, całym sobą. Widać to szczególnie w czasie homilii. Zna bardzo dobrze tutejszy język, choć w czasie homilii w pewnym momencie nie wstydzi się prosić o pomoc, gdy brakuje mu słowa. Czytania są z XV niedzieli zwykłej (Rok B) takie jak u nas. Przeżywamy – nie znając języka –  powszechność Kościoła. W rękach mamy nasze znakomite „Oremusy” z tekstami liturgii Eucharystii na każdy dzień. W czasie takiego wyjazdu okazuję się niezwykle przydatne. Pismo św. w czasie procesji jest wnoszone i ukazywane wszystkim wiernym. Ciekawe –  i wczoraj i dziś wierni w czasie Ewangelii siedzą. Po homilii wyznanie wiary i spontaniczna modlitwa wiernych. Niektórzy wezwania formułują po angielsku. Zresztą Wacek niektóre fragmenty homilii też wypowiada w tym języku. Ciągle trzeba pamiętać, że jest to język urzędowy w Zambii. Popularne tu „cinandzia” i citonga są językami lokalnymi. Wacek słabo zna citonga, natomiast ks. Grzegorz uczy się też i tego języka. Ciekawa jest procesja z darami najpierw przynosi się pieniądze, które wierni przynieśli wcześniej na tacę czterem ministrantom. Potem niektórzy składają Wackowi do ręki koperty ( okazuje się później, że z pieniędzmi).
A następnie chleb taki jaki jemy na śniadania i kolacje (biały, tostowy), kosz dużych ziemniaków, główka kapusty, jajka, płatki kukurydziane, chyba jakieś proszki czy płyny do mycia. Przed przyjęciem chleba i wina do konsekracji niosą miskę z wodą i ręcznikiem, by celebrans mógł sobie umyć ręce, a potem przyjąć chleb i wino do Eucharystii. Widać w tym znaku źródło obmycia rąk w czasie liturgii. U nas jest to wyłącznie symbol (prośba o oczyszczenie z grzechów). Tutaj rzeczywiste obmycie po przyjęciu różnorodnych darów.

Części kapłana Wacek śpiewa na znane nam melodie gregoriańskie mimo, iż w swoim mszale nie ma nut. Widocznie nie chce wyjść z wprawy. A poza tym oswaja wiernych z innymi melodiami. Wierni bardzo pięknie, choć w swoim języku zaśpiewali psalm responsoryjny. Melodia refrenu wpadająca w ucho, a zarazem dostojna, poważna, nie tak ekspresyjna jak inne  śpiewy.

Śpiewy są bardzo rytmiczne, do tańca. Wszystkie kobiety nawet stojąc poruszają się harmonijnie. Mężczyźni tylko niektórzy. Szczytem liturgii jest pieśń uwielbienia zaśpiewana z ogromną siłą, z pełnym zaangażowaniem. Muszę przyznać, że ogarnęło mnie wzruszenie w tym momencie Mszy. Czasem w czasie śpiewu kilka osób wybiega na środek kościoła i przy pomocy kija czy instrumentów tańczy solo. Wacek mówi kąśliwie, że to ich „gusła”. Być może pozostałości tańców animistycznych wśród których wyrośli i wychowali się. Dowiadujemy się od Wacka, ze kiedyś tak tańczono przed wodzem wioski. On sobie potem wybierał dziewczyny dla siebie. Dziś w Namalundu tańczą specjalnie dla nas, by wyrazić swą radość i jednoczyć się z nami w dziękczynieniu za 25 lat kapłaństwa. Ziga zauważa, że jeden z mężczyzn trzyma małe dziecko na rękach. Rzadki tutaj obraz. Opieka nad dziećmi należy wyłącznie do kobiet. Ale widać i w tym względzie coś się zmienia.

Na zakończenie Wacek przedstawia trochę nas. Wspomina czasy seminaryjne i to, że było nas 52 kapłanów święconych w 1987 roku. Zapowiada, że po ogłoszeniach będziemy błogosławić wszystkich nakładając ręce na głowy i rozdając nasze obrazki jubileuszowe. Wacek nie będzie już obecny, bo dziś śpieszy się do jednej z out station, by i tam odprawić Eucharystię.

Po błogosławieństwie końcowym Mszy następują ogłoszenia wypowiadane przez jedną z kobiet. Najpierw jesteśmy proszeni by wstać i wysłuchać kolejnej pieśni. Tym razem są to zarazem życzenia dla nas. Dziękujemy brawami. Po ogłoszeniach jestem proszony by zabrać głos. Ja czasami próbuję odzywać się moją bardzo łamaną angielszczyzną., więc proszą o słowo. Zaskoczony wypowiadam  w naszym imieniu, że jesteśmy bardzo szczęśliwi będąc tutaj z nimi i prosimy o podejście by udzielić błogosławieństwa. Nasze obrazki rozdawane przez ministrantów robią furorę zwłaszcza u dzieci. Potem są jeszcze zdjęcia i usadawianie nas przy bębnach i gitarach elektrycznych, które towarzyszyły śpiewom. Trudno się oderwać od nich. Ministrantom rozdajemy cukierki, ale potem musimy iść na odpoczynek. Sama msza  trwała tylko godzinę i czterdzieści minut.

W czasie posiłków, w czasie jazdy samochodem (gdy mam dyżur przy kierowcy) dowiaduję się i pytam o różne rzeczy . Np. problem AIDS. Wg rządu choruje 10-15 % populacji. Wg misjonarzy nawet jedna trzecia. Oni są niezwykle pruderyjni. Bardzo np.  reagują, gdy się ich nawet dotknie. A po zapadnięciu zmroku – podkreśla Wacek – jakby inni ludzie. Jakiś zły duch wstępuje w nich. Dziewczyna w imię tego, że prosi ją o seks starszy mężczyzna nie jest w stanie odmówić, sprzeciwić się. Czasem bardzo dobre osoby, pobożne są w ten sposób gwałcone. W ciążę zachodzą nawet kilkunastoletnie dziewczynki. Problemem jest potem aborcja, a w wypadku urodzenia dziecka wyrzucenie ze szkoły. Dlatego tak ważna na misja jest formacja i spotykanie się w małych grupach. Uświadamianie sobie swoich praw i odpowiedzialności za siebie.

Pytam Wacka dlaczego po tylu latach w sumie tak niewielu katolików w Namalundu. Co roku chrzci się 30, 40 nawet 80 osób. W samym Namalundu katolików jest dokładnie 648 (na ok. 5 tys. mieszkańców).  W sumie z 7 stacjami ok. 1000. Wacek zauważa, że mnóstwo ludzi emigruje, wyprowadza się z Namalundu. Wielu w młodym wieku umiera, a główną przyczyną śmierci jest AIDS. Stąd przyrost liczbowy katolików jest tak powolny. A może  nasze metody ewangelizacji nie są skuteczne? Pyta retorycznie Wacek. Na północy kraju, gdzie ewangelizowali biali ojcowie katolików w poszczególnych parafiach bywa 60-80 % mieszkańców. Biali ojcowie wypracowali swoje metody. Są bardzo wymagający, gdy chodzi o katechumenat, dopuszczanie do chrztu i chrześcijaństwo zapuszcza tam trwalsze korzenie. Ten schemat sprawdza się – jak pisałem wczoraj – także w zakresie powołań zakonnych. Charyzmat wyrazisty, jednoznaczny przyciąga. Świadczy o tym popularność sióstr bł. Matki Teresy z Kalkuty czy postawa sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, który mawiał, że młodzież lubi, gdy stawia się jej wielkie wymagania. Do dziś – mimo wieszczenia końca Ruchu Światło-Życie – na rekolekcje 15-dniowe w naszej katowickiej archidiecezji wyjeżdża ponad 3 tys. osób. Popularność rekolekcji ignacjańskich czy lectio divina także potwierdza tę tezę. Domy rekolekcyjne prowadzące tego typu rekolekcje są pełne u nas, a trzeba się przecież zgodzić na 8 dni całkowitego milczenia i oderwania się od świata. Ciekawe, że Wacek w ciągu 21 lat pracy misyjnej przeżył już dwa razy pełne trzydziestodniowe rekolekcje ignacjańskie i bardzo sobie chwali ten błogosławiony czas. Pytam go też o kazanie, które wygłosił  rano – czy je sobie pisze, jak się przygotowuje. Wacek podkreśla, że już dawno przestał pisać kazania. Przygotowuje się zbierając myśli na temat czytań danej liturgii słowa i mówi od serca, daje swoje świadectwo.

Widziałem jak wierni uważnie go słuchają. Zresztą trzeba podkreślić, że wierni w czasie śpiewu są bardzo ekspresyjni, emocjonalnie go przeżywają, ale w czasie słuchania potrafią się skupić. Po komunii św. była długa chwila milczenia, modlitwy w ciszy. Tylko niektóre małe dzieci nie umiały wysiedzieć na miejscu. Jeśli jakieś zaczęło hałasować było natychmiast przez mamę wyprowadzane na zewnątrz. Także i tu sprawdza się myśl niedawno zmarłego o. Joachima Badeniego OP: Dlaczego dzieci chodzą po kościele? Bo wiedzą, że Pan Bóg jest wszędzie.