Wielki Czwartek

O Wielkim Czwartku, czyli właściwie o wieczorze Wielkiego Czwartku

Bo wieczorem Żydzi rozpoczynali obchód świąt paschalnych. Dzień kończył się, a nowy zaczynał zachodem słońca. Stąd całe triduum paschalne rozpoczyna się wieczorem w Wielki Czwartek a kończy wieczorem w niedzielę wielkanocną. W Wielki Czwartek tabernakulum jest puste w naszym kościele.

Bo wieczorem rozpoczyna się nowy cykl udzielania sakramentów. Bo od triduum paschalnego wszystko rozpoczyna się w naszym życiu chrześcijańskim, bierze początek nasze zbawienie. Bo w czasie triduum paschalnego jesteśmy postawieni wobec spraw ostatecznych, najważniejszych naszego życia i zbawienia. Dlatego też był zwyczaj w Wielki Czwartek pojednania grzeszników z Kościołem, aby wieczorem mogli w pełni uczestniczyć w Mszy Wieczerzy Pańskiej. Tu tkwi najgłębsze źródło apeli, aby skorzystać ze spowiedzi przed Mszą Wieczerzy Pańskiej, a nie w trakcie samego triduum.

Msza Wieczerzy Pańskiej jest szczególnym świętem całej wspólnoty. Dlatego wszyscy winniśmy w niej uczestniczyć. Zakupimy w tym roku dodatkowe krzesła, aby wszyscy uczestnicy Mszy Wielkoczwartkowej mogli usiąść na niej. Niektórzy argumentowali swój brak udziału w triduum tym, że nie mogą stać tak długo. W tym roku nie trzeba będzie się obawiać takiej możliwości. Z związku z tym Komunia św. rano będzie udzielana nie jak do tej pory w kościele o 8.00, ale o 7.00 w kaplicy klasztornej dla chorych i dla tych, którym ważne obowiązki nie pozwalają uczestniczyć w Mszy wieczorem.

Chrystus ustanawia w wieczerniku pamiątkę swej śmierci i zmartwychwstania, czyli Eucharystię. Jego Najświętsza Ofiara ma być uobecniana na ołtarzach świata aż do Jego powtórnego przyjścia. W znaku sakramentalnym zawiera to, co w Wielki Piątek uczyni na krzyżu i a w Wielką Noc potwierdzi swoim zmartwychwstaniem. Chrystus do końca nas miłuje. Przejmującym obrzędem w Wielki Czwartek jest umycie nóg. Tak jak Jezus Apostołom w wieczerniku, tak kapłan wybranym mężczyznom umywa nogi – naśladuje Chrystusa, by unaocznić, pokazać w znaku miłość Chrystusa do nas. Do końca umiłował – podjął czynność niewolnika, każdemu z nas umywa nogi; tak głęboko pochyla się nad nami, chce nas poruszyć, wzruszyć swoją miłością. Dlatego jak zwykle – dokonamy tego obrzędu na oczach całego Kościoła. Nie tylko słowa ewangelii, ale i obraz przemawia.

W Mszy Wieczerzy Pańskiej gromadzimy się jak rodzina wokół stołu, Ołtarza – uświadamiamy sobie, że Eucharystia jest ucztą ofiarną. Ołtarz jest miejscem złożenia ofiary, na nim dokonuje się przemiana chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa, ale zarazem też przystępujemy do ołtarza jako do stołu uczty, by Chrystus nas nakarmił i napoił, swoim Ciałem i Krwią. Dlatego w Wielki Czwartek przyjmujemy Komunię św. pod dwiema postaciami, w pełnym znaku; zresztą tak jak obecnie może to mieć miejsce na każdej Mszy św. i nie jest niczym nadzwyczajnym.

Drugim symbolem Mszy Wieczerzy Pańskiej prócz stołu – ołtarza jest kielich. Śpiewamy w czasie psalmu responsoryjnego we mszy wielkoczwartkowej: Kielich Przymierza to krew Zbawiciela. Kielich ma tu podwójne znaczenie: z jednej strony dziękczynienie, błogosławieństwo Boga, a z drugiej kielich goryczy, męki, który Jezusowi ukazał się w czasie modlitwy w Ogrójcu (tak jak na mozaice przed pierwszą stacją drogi krzyżowej w naszym kościele). W naszym kościele używamy czerwonego wina do Eucharystii. Skoro mówimy o krwi Zbawiciela to w naturalny sposób kojarzymy ją z czerwienią, podobnie jak w Wielki Piątek, w Niedzielę Palmową czy w święta męczenników używamy czerwonego koloru szat liturgicznych. Kościół zawsze używał do eucharystii także wina białego tym niemniej czerwone wino znów podkreśla pewien znak, jest symbolem krwi, kieruje naszą uwagę na ofiarę Chrystusa.

Liturgia tego dnia koncentruje nas na ołtarzu. Zwróćmy uwagę, że staramy się w naszym kościele zwracać uwagę, iż ołtarz nie jest w naszym kościele (na każdej Mszy św.) jakimś pulpitem do przechowywania ksiąg liturgicznych, naczyń czy innych przedmiotów potrzebnych do Mszy św. Nie jest też miejscem rozpoczynania Mszy św. ani odczytywania Słowa Bożego. Jest do rozpoczęcia przygotowania darów ofiarnych pusty – na każdej Eucharystii. Podkreśla się jego funkcję stołu ofiarnego, miejsca złożenia ofiary także przez to, że ministranci przygotowują go dopiero po modlitwie wiernych. Kapłan siada w tym momencie i czeka aż znajdą się na ołtarzu mszał, kielich, korporał, mikrofon i dopiero potem wychodzi przed ołtarz, aby odebrać dary ofiarne. My też przynoszący owe dary chleba i wina powinniśmy zaczekać, aż przygotuje się ołtarz i kapłan wyjdzie przed niego, by z naszych rąk odebrać dary ofiarne. Przy okazji po raz kolejny zachęcam, byśmy przygotowywali się do przyjęcia Komunii św. w danej Mszy przez przełożenie komunikantu z koszyczka do pateny, zanim usiądzie się w ławce. Kościół nas zachęca, aby komunię św. w danej Mszy przyjmować z darów zakonsekrowanych właśnie w tej Mszy. Dzięki temu Komunia św. ukaże się także przez znaki jako uczestnictwo w aktualnie sprawowanej ofierze. Zwróćmy uwagę też, że jeśli to nie jest możliwe kapłani przynoszą puszki z Ciałem Pańskim w czasie śpiewu Baranku Boży i stawiają na korporale, na ołtarzu, aby je zabrać po słowach „Panie nie jestem godzien…” (a nie biorą bezpośrednio z tabernakulum).

Używamy od pewnego czasu większej hostii do Mszy św., którą kapłan ukazuje ludowi po przeistoczeniu, aby zadośćuczynić innemu przepisowi, by można było przełamać hostię na kilka czy kilkanaście części i rozdzielić przynajmniej niektórym wiernym na znak, że wszyscy bierzemy z „jednego chleba”. Dlatego nie dziwimy się jeśli w Komunii św. otrzymujemy inaczej wyglądający kawałek tej właśnie dużej hostii.

Sprawowanie Mszy Wieczerzy Pańskiej – jak każdej Mszy – musi się wiązać z postawą miłości wzajemnej. Musimy myślą i wolą łączyć się z Chrystusem, z Jego postawą miłości służebnej. Miłość to służba i oddanie życia. Dlatego liturgia wielkoczwartkowa akcentuje miłość w wymiarze społecznym. Zbieramy w kościele kolektę dla potrzebujących, biednych naszej parafii i przynosimy ją w czasie procesji do ołtarza. Konkretny znak miłości, troski o tych, z którymi w szczególny sposób utożsamił się Chrystus „Byłem głodny, nagi, spragniony… a usłużyliście mi”. Cała nasza działalność charytatywna, dawanie jałmużny ma przecież wypływać z naszej więzi z Chrystusem i z Jego nakazu „Miłujcie się wzajemnie, tak jak Ja was umiłowałem”. To nie ma być uspokajanie swego sumienia, dawanie z tego co mi zbywa. To uczynek chrześcijańskiego miłosierdzia tak bardzo zalecany nie tylko w Wielkim Poście. Zbieramy kolektę charytatywną w każdą I niedzielę miesiąca, kupujemy za nią chleb i żywność rozdzielaną potem potrzebującym. Przy tej okazji dziękuję wszystkim za udział w chrześcijańskiej caritas, za troskę o pomoc potrzebującym. Papież Benedykt XVI w encyklice o miłości bardzo ściśle wiąże rozważania o miłości Boga do człowieka i człowieka do Boga z postawą wrażliwości na biednych, z chrześcijańską caritas. Także on podkreśla, że gdybyśmy choć trochę mogli poznać coś z miłości Chrystusa do nas, to jej poznanie przemieniłoby nas zupełnie. Żaden wysiłek, asceza, dobra wola – nic nas nie przemieni jak miłość Chrystusa. Gdybyśmy poznali tę rzeczywistość całą naszą zdolnością poznawczą, stałoby się to źródłem szczęścia ostatecznego, wiecznego.

W I czytaniu Mszy Wieczerzy Pańskiej słyszymy o baranku – znaku miłości Boga do człowieka w Starym Testamencie – krew baranka ocaliła domy wierzących Żydów w Egipcie od śmierci. W Chrystusie Baranku Bożym, który gładzi grzechy świata (słyszymy te słowa w każdej Mszy św.) – wyjaśnia się ten symbol. Zaprowadzony na śmierć jak baranek, przelewa swoją krew. W liturgii zmienia się symbol – chleb zamiast baranka. Chleb ma być niszczony, spożywany, aby ten, który go spożywa przedłużył swoje życie. To jest znak do końca świata, tej miłości do końca. Chleb, który jest łamany i spożywany. W tym chlebie – cała moc miłości Boga. Być może i do nas odnoszą się słowa Jezusa skierowane do Piotra, gdy ten opierał się i nie chciał, by Jezus umył mu nogi.: „Ty teraz tego nie rozumiesz!” Tylko miłość może poznać miłość. Tylko sercem można przeniknąć tę rzeczywistość. Nasze serce nie jest jeszcze tak przepełnione miłością, nie jest zdolne ogarnąć tej rzeczywistości. Kiedyś staniemy wobec miłości Boga – to będzie dla nas wstrząs – nie pozostanie w nas ani odrobina miłości własnej. Ten żal nas gruntownie przemieni. Cała istota przemieni się w jakiś wielki płacz żalu i skruchy.

Kościół nigdy nie oddzielał Eucharystii i miłości. Miłość zawarta jest w Eucharystii – to jest Ciało za was wydane. Możemy przyjmować Ciało Pańskie i

pić Jego Krew o ile w tej chwili chcemy na tę miłość odpowiedzieć. Komunia to nie jest pigułka, która nas uzdrawia. To jest przyjmowanie miłości. W mszy wielkoczwartkowej do ołtarza niesiemy w procesji z darami dwanaście dużych chlebów, które pobłogosławione przez obecność przy ołtarzu w czasie Eucharystii zostaną po Mszy rozdzielone, połamane dla wiernych. Znów symbol miłości, dzielenia się, możemy zanieść kawałek tego chleba także tym, którzy pozostali w domach – chorym, opiekującym się dziećmi. To kolejne symboliczne wezwanie do miłości, wzajemnej służby, wzajemnego oddania się. To jest droga wypływająca z wieczernika. Łaska i dar. Źródło i szczyt naszego życia. Każda Msza św. o tym przypomina i zawiera w sobie wezwanie do miłości i daje moc do wypełnienia tego wezwania. Bo człowiek nie może odnaleźć siebie samego inaczej jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie samego. Wzorem Chrystusa. Oto jedyny cel dla którego warto żyć!