Moja kilkuletnia – z lat 1996-2007 – znajomość z Panią Zofią
Świętej pamięci panią Zofię, kancelistkę tutejszej parafii, poznałem końcem lat 90-tych, pełniąc w kościele św. Jadwigi określone funkcję prezesa parafialnego chóru św. „Cecylii”.
Pamiętam pierwsze spotkanie z panią Zofią i kolejne. Wszystkie ukazywały mi osobę wysoce zadbaną (co i tak mało powiedziane), z poważnym, a przy tym delikatnym wyrazem twarzy. Skromność i elegancja – co być może ze sobą się kłóci – w Jej wyglądzie, według mnie, pasowały do siebie.
Gdy wchodziłem do kancelarii parafialnej nie usta a oczy pani Zofii natychmiast pytały mnie z czym przychodzę. W parze z Jej wzrokiem cała jej postawa wyrażała pragnienie usłużenia. Prawie słyszałem słowa, których nie wypowiadała: „z czym przychodzisz, w czym Ci pomóc?”
Pomimo wykonywanej pracy biurowej, nie zauważyłem by była „przygwożdżona” do biurka. Bywała tu i tam, ale bez „nerwówki”. Raczej z wyrachowaniem, z pełnym spokojem, z pewnością, że to co właśnie robi, jest tym, co należy zrobić.
Relacja moja, migawki wspomnień jakie przelewam na papier, nie miałyby sensu, gdybym nie zamknął ich czymś, co właściwie skłoniło mnie do pisania. Jest to dla mnie nieuchwytne, dziwne i trudne do opisania. To „coś” to czystość jaką zawsze dostrzegałem u pani Zosi, czystość, która emanowała od niej. Wprost „tryskała” czystością nie do końca przeze mnie zrozumianą. Rozwiązanie problemu nastąpiło w czasie pożegnalnej Mszy Świętej w intencji zmarłej Pani Zofii połączonej z modlitewnym czuwaniem, a odbytej w przeddzień jej pogrzebu. Wracałem myślami do owej wyżej opisywanej czystości dostrzeganej u pani Zosi. Wychodząc z kościoła problem już miałem „z głowy”. To co usłyszałem o niej w kościele i w świadectwach wyjaśniło mi wiele. Czy ktokolwiek umiałby cokolwiek więcej napisać o duszy – jej czystości, nieskazitelności. Wiemy, że czysta dusza nie zawsze musi być niewidzialna.
Jeszcze jedna, już króciutka, wzmianka o świętej pamięci pani Zofii i moich z nią kontaktach. Prawie dostojny obraz Pani Zofii w moich oczach jakże się zmienił – to znaczy, podniósł się i rozszerzył jeszcze bardziej, gdy w czasie spotkań neokatechumenalnych, których byliśmy uczestnikami, pani Zofia podeszła do mnie i w relacji brata, siostry w wierze, podjęła ze mną rozmowę, prosząc, abyśmy zwracali się do siebie na „Ty”. Pamiętam tę chwilę, poczucie wspólnoty i bliskości wszystkich nas tam obecnych.
Mam okazję, już pośmiertnie, podziękować naszej świętej pamięci parafiance za przeżycia przybliżające mnie do Boga.
Z przekonaniem, że i inni doznali wiele dobra od Niej i przybliżyli się do nieba.
Antoni Sorichta