Parafia św. Jadwigi w Chorzowie

Spodobało się Bogu zbawić ludzi nie inaczej jak tylko we wspólnocie…

Aktualności Blog Farorza

Pielgrzymi nadziei – Meksyk 2025 (1)

Dzień 1 – 17.02.2025

Rozpoczynamy naszą parafialną pielgrzymkę do Meksyku. Pierwsza duża pielgrzymka w Roku Jubileuszu 2025 lat od narodzenia Chrystusa. „Nadzieja zawieść nie może” – tak papież zatytułował bullę na ten rok i zachęca nas byśmy sami promieniowali nadzieją wynikająca z wiary i miłości. Rozpoczynamy pielgrzymkę od Eucharystii o 2.00 w nocy w naszej kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej. Prosta – w swej formie – recytowana, krótka, a zawsze ten sam Chrystus cała nasza nadzieja. Bo na początku wszelkich naszych działań powinien być Pan Bóg. On nam daje m. in.  zdrowie dzięki któremu możemy żyć i działać. Jeszcze w czwartek, kilka dni przed pielgrzymką, miałem tak mocne zapalenie strun głosowych, że wręcz nie potrafiłem mówić. A w niedzielę dzięki życzliwości proboszcza z Rybnika – Chwałowic – ks. Grzegorza Stencla – miałem tam głosić kazania, a po Mszach św. rozprowadzać swoją książkę „W ogrodzie słowa”. Jakimś cudem, darem od Boga w sobotę  na tyle odzyskałem głos, że z każdą niedzielną Eucharystią w sanktuarium św. Teresy od Dzieciątka Jezus w chwałowickim kościele czułem się coraz lepiej.

Noc wylotu była bardzo krótka – niecałe dwie godziny spania. Nasz kościelny Mirek (jak go nazywam „więcej niż kościelny”) wstał w środku nocy, by umożliwić nam sprawowanie pierwszej Mszy św. Odprawiłem ją z ks. Piotrem za zmarłego nagle śp. Jerzego Burezy, ojca ks. Sebastiana, który pochodzi z naszej parafii i jest obecnie proboszczem w parafii Dobrego Pasterza w Chorzowie Batorym. Znałem osobiście pana Jerzego, także ze względu na wieloletnią posługę – pełną oddania i serca -jego żony p. Teresy w naszym kościele i na probostwie.  Jutro we wtorek w kościele Dobrego Pasterza Msza żałobna za zmarłego Jerzego. Pielgrzymka jest dobrą okazją do pamięci o różnych intencjach, także o zmarłych. Tuż przed pielgrzymką dotarła do mnie wiadomość  o śmierci mojego kolegi rocznikowego ks. Piotra Beczały (proboszcza w Zamarskim w diecezji bielsko-żywieckiej) i ks. Franciszka Gruszki – wykładowcy filozofii w czasach moich studiów i naszego wychowawcy seminaryjnego.  Wieczny odpoczynek racz Im dać Panie…

O 2.30 wyruszamy autobusem do Krakowa. Po godzinie meldujemy się na lotnisku im. Św. Jana Pawła II w Krakowie. Jest 3.30. Właściwie moglibyśmy nadać nasz duży bagaż rejestrowany, ale ta pierwsza odprawa zaczyna się zwykle dwie godziny przed odlotem, a więc o czwartej. Dostajemy bilet na dwa loty – Kraków – Amsterdam, a po przesiadce Amsterdam – Meksyk. Rano ok. 6.00 z niby dużego lotniska w Krakowie odlatuje ok. 20 lotów (o samej 6.00 jest ich pięć) – można sobie wyobrazić kolejki na kontroli bezpieczeństwa. Swój bagaż nadałem ok. 4.15, a odprawę bezpieczeństwa zakończyłem jako pierwszy z pielgrzymki o 5.10. Na całe szczęście wszyscy szczęśliwie dotarli do bramki nr 2 krakowskiego lotniska i po dwóch godzinach wylądowaliśmy  na ogromnym lotnisku Schiphol w Amsterdamie. Holandia, – moje pierwsze skojarzenie zwłaszcza w Amsterdamie to dla mnie Rembrantd (słynne Rijksmuseum w  tym mieście), tulipany, mnóstwo rowerów. Od strony Kościoła niestety mocne zeświecczenie, odejście od Kościoła, wiary, praktyk religijnych. Ostatnio zaskoczyła mnie wiadomość, że ten ponoć liberalny kraj od 1 lipca wprowadza całkowity zakaz produkcji i sprzedaży wszelkich papierosów (dla nałogowców będą na receptę). I nikt nie strajkuje z tego powodu, rząd nie boi się utraty zaufania i przegranych wyborów. Odpowiednia edukacja widocznie nie wzbudziła w Holendrach specjalnych sprzeciwów. A tam ponoć legalny dostęp do narkotyków. Tak, ale tylko na swój użytek i „na miejscu”. Jeśli złapią cię z narkotykiem na ulicy możesz zostać oskarżony o dilerstwo. Gdyby tak w Polsce przynajmniej ograniczyć dostępność papierosów, alkoholu (mamy 123 tysiące punktów sprzedaży alkoholu czyli legalnego narkotyku – jeden na 300 mieszkańców!) Można pomarzyć! Dlatego żelaznym punktem naszego prawie siedmiogodzinnego pobytu na lotnisku w Amsterdamie jest dla mnie Anioł Pański i różaniec odmówiony wspólnie, głośno o nawrócenie Holendrów, a zarazem  dziękczynienie za danie w pewnych dziedzinach dobrego przykładu także nam Polakom.

Z godzinnym opóźnieniem startujemy do Meksyku potężnym Boenigiem 777-200. Ponad 300 osób na pokładzie. Czeka nas 11 godzin lot na wysokości 10-11 km przy prędkości 900 km na godzinę (wszystko za sprawą rozrzedzonego powietrza i braku oporu na kadłubie samolotu). Dostaję miejsce obok pani Basi z Wejherowa. Ciekawa sprawa.  Nie jest z naszej pielgrzymki, ale  w sobotę miała lecieć na pielgrzymkę do Meksyku z Gdańska także via Amsterdam. Niestety wzięła przypadkowo

stary, nieaktualny paszport (zachowała go ze względu na starszą, schorowaną matkę, która ma tendencje do niszczenia różnych przedmiotów – nowy schowany był gdzieś głęboko). Oczywiście nie weszła na pokład  samolotu w Amsterdamie ( jeszcze służby celne – albo złe tłumaczenie pilotki grupy – przestraszyły p. Basię w Amsterdamie, że jest osobą poszukiwana na terenie tego kraju).   Linie lotnicze zafundowały jej powrót do Gdańska, a dzisiaj jeszcze raz przyleciała z Gdańska (z nowym paszportem) i  naszym, poniedziałkowym kursem (za niestety dodatkową opłatą) udaje się do Meksyku. Przewodniczka innej grupy pielgrzymkowej umożliwi jej dotarcie do własnej już na terenie Meksyku.  Nie wiadomo jak to czytać = jak komedię? Jedno jest pewne – p. Basia początkowo wcale nic nie miała do śmiechu. Dzisiaj dziękuje Bogu za poprowadzenie całej sprawy, bo chciała koniecznie pielgrzymować do Matki Bożej w Guadalupe. Ma jak stwierdza „pełno intencji do omodlenia”. „Niewiastę dzielną któż znajdzie?” (Prz 31, 10).

Jak wsiadam do samolotu (zwłaszcza tak dużego), jakim startujemy i lądujemy, ogarnia mnie podziw dla człowieka, który już ustami Leonarda da Vinci przewidywał  w XVI wieku loty samolotem, a dziś realizuje je w tak spektakularny sposób. Jak mądry jest człowiek, a przede wszystkim Ten, który uzdalnia człowieka do takich osiągnięć technicznych i daje mu taką mądrość.  Ten, który jest źródłem wszelkiej mądrości. Lecimy nad Morzem Północnym, Wielką Brytanią, Irlandią, Atlantykiem, tuż poniżej Grenlandii (o której ostatnio głośno za sprawą idiotycznych haseł Donalda Trumpa),  nad Kanadą (patrz nawias wyżej) i Stanami Zjednoczonymi. Podróż za sprawą holenderskich królewskich linii lotniczych KLM przebiega sprawnie i miło. Przede wszystkim ci, którzy są wysokiego wzrostu (jak ja) mają w miarę normalną przestrzeń na nogi (nie tak jak w tanich liniach lotniczych). Tak było też w samolocie tych samych KLM z Krakowa do Amsterdamu). Jesteśmy częstowani gorącą (oczywiście z mikroweli i hermetycznie zamkniętą) obiadokolacją, do tego kawa z mufinkiem w cenie biletu. Każdy pasażer tak długiego lotu ma mały jasiek i kocyk do okrycia się w czasie snu. Bawi nas ta gra godzinami. Wylatujemy o 15.30 , a na miejscu będziemy ok. 19.40, a lot trwa 11 godzin! Wszystko za sprawą różnicy czasu – 7 godzin. Na naszych zegarkach nie regulowanych automatycznie będzie środek nocy czyli godzina 2.00. Teraz gdy pisze te słowa, za oknami samolotu jest pełnia dnia, a na naszych zegarkach  jest 20.15 ( w samym mieście Meksyk jest teraz 13.15). . Po kolacji i zakwaterowaniu w hotelu będziemy mogli spać ponad normalne 8 godzin. Pytanie czy będziemy w stanie. No cóż, ziemia jest okrągła i oprócz tego że kręci się dookoła słońca, to także wokół własnej osi. I jak w „Małym Księciu” Exuperego ciągle gdzieś na ziemi mamy wschody i zachody  słońca. Fajnie to widać na monitorach wbudowanych w siedzeniach naszych sąsiadów z przodu. Informacje o locie, wysokości, prędkości czasie i kilometrach, które już przelecieliśmy  i  które przed nami i piękne widoki ziemi i trasy lotu na tle okrągłej ziemi z zaznaczeniem  kontynentów, oceanów, krajów i większych miast. „O Boże, nasz Panie jak przedziwne jest Twe imię na całej ziemi.  Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa” (Ps 8, 2) W rogu  mapy na monitorze są zaznaczone ciekawe miejsca, które mijamy na ziemi. Można sobie kliknąć i coś poczytać o nich (jeśli oczywiście człowiek przykładał się w szkole do nauki angielskiego lub innego języka bardziej powszechnego niż nasz kochany polski). Na pokładzie samolotu jest dużo miejsca. Można sobie pospacerować. Obsługa nie woła do zapinania pasów na czas turbulencji, jak to się dzieje w innych liniach. Wody, ciasteczek, kawy, herbaty ile dusza zapragnie.

Na lotnisku wymienia się pieniądze. Na całym świecie jest najdrożej na lotniskach. W Meksyku najtaniej. Hotel Casablanca w samym centrum. Dzisiejszej nocy nocuje tutaj też prezydent Gwatemali ze swoją świtą. Mam pokój na 11 piętrze. Kolacja wyśmienita. Pospiesznie cos jemy, bo zmęczenie i wysokość daje o sobie znać (jesteśmy na wysokości 2300 m n.p.m. (prawie jak nasze Rysy bez dwustu metrów. Jutro, czyli  u Szanownych Czytelników dzisiaj rozpoczynamy od Guadalupe i Eucharystii o 9.00.