Dzień 11 – 27.02.2025
Dzisiaj 27 lutego, 38 lat temu zmarł (lub został zamordowany?) ks. Franciszek Blachnicki – sługa Boży, twórca Ruchu Światło-Życie, wielki pedagog (tak go określają w Google i słusznie). Człowiek, któremu wiele zawdzięczam, bo po spotkaniu żywej, modlącej się wspólnoty oazowej przebudziła się moja wiara, co zaowocowało powołaniem kapłańskim. Spośród naszej czterdziestki aż 15 osób miało kontakt z oazą i z pewnością wiele mu zawdzięcza. Módlmy się o Jego beatyfikację.
Czekamy na wyjazd w autobusie, gdy pakowane są do niego nasze bagaże. Ciągle uderza mnie pewien szczegół, zwłaszcza w tirach i innych ciężarówkach. Mianowicie „ostrogi” w kołach, takie trójkąciki, czasem na 10-15 cm. Przypominają mi się starożytne rydwany z takimi „ozdobami”, które siały spustoszenie wśród wrogich wojsk. Chodzi chyba nie tylko o ozdobę, ale i o praktyczny moment, gdyby samochód sąsiedni zbytni zbliżał się do tira. Acapulco – znaczy „zabrany przez fale” przypomina Kordian. Na lewym ramieniu mam małą pamiątkę tej nazwy. W lato jest tylko troszkę cieplej niż dzisiaj w „zimie” czyli 5-7 stopni. Kiedy najwięcej deszczu? W okresie – czerwiec – wrzesień. Wilgotność będzie większa. Z gór spływa woda gromadzona w zbiornikach. Jak jej brakuje wodę przywożą beczkowozy. Widzieliśmy dziś pod hotelem taki beczkowóz. Klimat podzwrotnikowy – zwrotnik Raka. W przesilenie letnie słońce będzie w zenicie. Nie ma – obserwowanego u nas – wahnięcia, gdy chodzi o długość dnia i nocy. Dlatego nie rozumieją zmiany czasu u nas na czas letni i zimowy. W zimie u nas drzewa tracą liście, bo nie ma słońca. Tutaj nie albo przynajmniej w ograniczonym zakresie. Wiele drzew i krzewów jest „wiecznie zielonych”. U nas rzadko np. bukszpan wiecznie zielony (w naszym ogrodzie biblijnym) lub odmiany jałowca, cisów i in. drzew iglastych. Wzdłuż drogi kioski i stragany z ustawionymi „piramidami” kokosów. Piliśmy przed i po zwiedzaniu jaskini mleczko z kokosu. W porównaniu z dostępnymi u nas te są olbrzymie, niemal jak futbolówka, a na pewno większe niż piłka do ręcznej. Mleczko jest pyszne, orzeźwiające. Dodatkowo można poprosić kobiety sprzedające kokosy, aby pocięły białą skorupkę i zabiera się na drogę woreczek ze świeżymi płatkami kokosowymi. Pyszne! Gdziekolwiek jedziesz w strefę zwrotnikową nie martw się o temperatury, ale ważniejsza jest troska czy będzie stały deszcz czy nie – dzieli się swoim doświadczeniem Kordian. My jesteśmy w Meksyku w strefie, gdzie są jeszcze deszcze, bo pomiędzy Morzem Karaibskim i Pacyfikiem. W tej samej strefie w Afryce, południowej Arabii, Indiach jest pustynia, bo nie ma blisko zbiorników z wodą. W Meksyku jest zawsze zielono, a w Afryce na tej samej szerokości geograficznej jest Sahara.
Nasz kierowca ma zwyczaj nie tylko podnoszenia ręki na kierowców autobusów czy ciężarówek, ale takiego serdecznego machania ręką na nich. Jak się przypatrzeć z bliska to można zaobserwować wiele różnic z naszymi zwyczajami. Droga z Acapulco do miasta Meksyk bardzo dobra jak na warunki meksykańskie. Betonowa autostrada, czteropasmowa. Pablo nasz kierowca pędzi czasem 120 km na godzinę. Jedziemy przez góry Sierra Madre del Sur. Są częścią najdłuższego pasma górskiego na świecie – Kordylierów. Nagle tunel. Zupełnie ciemny. Bez oświetlenia, ale na szczęście bardzo krótki. Kordian czyta nam swój artykuł na temat Gór Kaskadowych w Stanach na zachodnim wybrzeżu (stany Oregon, Waszyngton). Dlaczego Kaskadowe? Bo patrząc od strony południa (Kalifornii) wznoszą się coraz bardziej, swego rodzaju kaskadami w kierunku Kanady. Przedzielone są rzekami ze wschodu na zachód, a każda kolejna część wznosi się wyżej. Stąd nazwa Góry Kaskadowe. Kordian z radością udostępnił mi artykuł, który wczoraj napisał. Podzielił się ze mną także artykułem o mieście Meksyk.
Za tutejszym Sosnowcem (Chilpancinga) zatrzymujemy się na stacji benzynowej, gdzie stoją już dwa autobusy z Polakami. Przypominają mi się konwoje zdobywające Dziki Zachód, karawany, gdzie razem było raźniej i bezpieczniej. W hotelach, zabytkach, kościołach, jaskiniach, warsztatach srebra czy produkcji mezcali wszędzie Polacy. Przynajmniej 5 grup z naszej archidiecezji. Poza tym Cieszyn, Żywiec, Poznań, Gliwice. Cała Polska. Oczywiście też inne nacje m. in. Słowacy z Nitry z którymi nam łatwo się porozumieć. Mijamy góry, ale takie Beskidy, a nie Tatry (choć wyższe od naszych Beskidów) . Droga wije się wzdłuż zboczy. Mało jest tuneli. Wokół krajobraz jak wzięty z westernów. Nawet małe osady, które mijamy to niska, parterowa zabudowa. Proste domki, jakieś zagrody. Kordian zwraca uwagę na wioskę ze stadionem corridy. On sam jest absolutnym przeciwnikiem tego krwawego sportu (?). W Portugali jest zakazana. Tutaj bywa corrida bezkrwawa czyli bez zadawania ran ujarzmia się byka. W USA jest rodeo wynikające z umiejętności potrzebnych w tamtych rejonach (ujeżdżanie dzikich koni, łapanie lassem konia, krowy – trzeba zarzucić lasso na raz na dwie przednie lub tylne nogi, przewraca się zwierzę i unieruchamia, jazda na byku (wygrywa, kto dłużej się utrzyma; niektórzy wylatują z „siodła” niemal w sekundę). Dziki Zachód odnosi się także do Meksyku. Frederic Wiliam Cody (1846-1917) zwany Buffalo Billem (od bizonów, które zabijał dostarczając mięso armii amerykańskiej) na początku XX wieku jeździł w Europie z 40 wagonami kolejowymi swego show Wild West Show (najdzikszy Dziki Zachód). Był także z tym widowiskiem na terenach polskich w 1908 w Cieszynie, Krakowie, Przemyślu, Bielsku-Białej. Cowboy to jest zawód ( dosłownie tłumacząc „chłopiec od bydła”). Broń była przede wszystkim, aby chronić przed zwierzętami i przywoływać się na pustyni (hałas broni to było ówczesne SOS), a nie po to by zabijać ludzi. Jest prawda ekranu o pojedynkach, potyczkach, a w czasach Dzikiego Zachodu przez cały ten okres w rzeczywistości zginęło – uwaga – siedem osób. Kordian komentuje – dziś w weekend w samym Chicago mamy przeciętnie100 ofiar śmiertelnych porachunków gangów (także meksykańskich). Cała aglomeracja Chicago to 11 milionów mieszkańców. To jest prawdziwy Dziki Zachód, a nie ten z naszych westernów.
Po drodze obiadokolację mamy w restauracji hotelu Hacienda Vista Hermosa. Założył tę faktorię czy manufakturę sam Hernan Cortes. Jako uprawa dominowała tu trzcina cukrowa. Sprowadził ją Cortes z Kuby. Tutaj świetnie do tej uprawy nadawały się gleby wulkaniczne. To tropikalna roślina trawiasta, której łodygi zawierają dużo cukru. Robi się z niej cukier, melasę, rum, bioetanol (paliwo na bazie alkoholu). W hacjendach potrzebowano wielu rąk do pracy. Pracowali ludzie wolni i niewolnicy. Czasem wolni stawali się niewolnikami na skutek długów. Te hacjendy inaczej latyfundia doprowadziły do gigantycznych nierówności społecznych.
Restauracja hotelowa nas zaskakuje. Rzeczywiście – hacjenda. Obszerne, otwarte pomieszczenia, stropy ceglane z łukami półpełnymi, piękny, bogaty, różnorodny ogród z basenem i fontannami. Hotel jest teraz prywatną własnością od 1947 roku. Przedtem podupadł po czasach kolonialnych, ale widać na murach, zaułkach, w starych powozach w takiej małej galerii historię tego miejsca, gdzie spożywamy obiadokolację. Nakładam sobie duży talerz warzyw wszelkiej maści, potem dwa małe kawałki ryby gotowanej z odrobiną skwarków. Żadnych węglowodanów czy innych niż ryba mięs. Ale za to na deser odrobina ciasta tortowego, kawałek leguminy i gałka lodów kokosowych (każdy sam się obsługuje nożycami takimi jakie są u nas w lodziarniach na Wolce).
Mijamy lasy sosnowe. Aktualnie 3000 m. nad poziomem morza – informuje Kordian mający przy sobie wysokościomierz. Często nas informuje o wysokości i przypomina, że to normalne, iż w tym momencie zatykają się nam uszy, czujemy senność, zmęczenie i osłabienie. Ale w tym momencie, gdy piszę te słowa (u nas 17.00, w Polsce północ) czuję się w miarę dobrze.
Dojeżdżamy do miasta Meksyk. Droga w górę, w dół, bo zbudowane na jeziorze i ciągle się zapada i to wcale nie tak wolno – zwraca uwagę Kordian. Najczęściej odwiedzane jest muzeum-dom Fridy Kahlo. To słynna malarka – jej muzeum to Casa Azul (bo błękitny kolor domu). Ale my jutro pójdziemy do Narodowego Muzeum Antropologicznego – dla Kordiana jedno z najważniejszych na świecie. Przeciętna wysokość Meksyku 2240 m nad poziomem morza. Pod miastem są jaskinie (bo jest na jeziorze). 140 tys. taksówek tu jeździ – najwięcej na świecie. Czerwone żarówki na latarniach. Bo wulkan El Popo jest w pobliżu, kiedy wydziela swoje trucizny, czerwone żarówki się zapalają. Stadion Azteków – 100 tys. pojemności, a kiedyś wchodziło na ten stadion 140 tys. widzów. Był areną finałów mistrzostw świata w 1970 roku (Brazylia – Włochy 4 do 1 i w 1986 roku Argentyna – RFN 3 do 2). Ten drugi finał oglądało 114 tys. widzów.




