Dzień 6 – 22.02.2025
Rano po śniadaniu wyjeżdżamy z Oaxaca. Jak zobaczymy z ruin Mount Alban jest to geograficzne, komunikacyjne centrum przez które prowadzi droga, szerzej szlak komunikacyjny panamerkański z południa na północ i odwrotnie. Mount Alban to dosłownie „biała góra” (od łac. albus biały). Gasa guade – tak nazywa się drzewo rosnące w tym miejscu pięknie kwitnące właśnie na biało. Jedziemy na wysokość 2000 m.n.p. czyli odpowiednio wysokość naszego zakopiańskiego Kasprowego. Dlaczego cywilizacja Zapoteków właśnie na wzgórzu się tak rozwinęła? Mieli zasoby materialne, ludzkie. Wzgórze zawsze ma charakter obronny, jest łatwiejsze do obrony (patrz miasta państwa w Italii – Orvieto, Asyż, Siena). Poza tym wierzchołek, który trzeba było ściąć, dostarczał budulca. Kaktusowa zaprawa świetnie wiązała kamienie. Ścinając go utworzono platformę, którą zagospodarowano. Było to państwo miasto. Ciekawe, że w tym samym czasie rozwijały się państwa miasta w starożytnej Grecji – Ateny, Sparta. Najbardziej rozwinięte było od ok. 500 lat przed Chr. do 700 po Chr. Potem powoli następował odpływ ludności na tereny rolnicze. W IX wieku miasto było już całkowicie opuszczone. Założenia urbanistyczne wytyczały ściśle miejsca, gdzie był obszar mieszkalny, gdzie urzędy i administracja na czele z królem, a jeszcze gdzie indziej świątynie z miejscami do składania ofiar. Także układ budynków względem siebie nie był przypadkowy. Wynikał z położenia słońca, tak że ukierunkowanie budynków pokazywało ludziom dni przesilenia zimowego czy wiosennego, rozpoczęcie określonych prac z wiązanych z porą roku itd. Ważnym obiektem było obserwatorium astronomiczne z miejscem kształcenia elit intelektualnych państwa-miasta. Wg ich wierzeń człowiek, a właściwie jego dusza żyje po śmierci i dlatego chowano zmarłych w piwnicach, komorach wydrążonych pod domostwami. Dom był nad cmentarzem (może też dlatego, że miejsca na tej platformie nie było za dużo). Specjalnymi żywicami przygotowywano ciało zmarłego do złożenia w komorze grobowej, ale nie była to mumifikacja. Dusza zmarłego wracała do cyklu natury ( swego rodzaju reinkarnacja). Zmarli „mieszkali” razem z żyjącymi. Do grobu wkładano figurki różnych bogów. Obecnie na terenie wykopalisk handlarze próbują sprzedawać takie figurki, amulety, naczyńka. W zakresie budownictwa obowiązywała ich zupełnie inna filozofia niż nasza. Wynikała z kosmogonii czyli wiary w to, jak powstawał świat i ludzie. . U nas kosmos jest w sferze nauki, u nich był przedmiotem wiary. Ich urbanistyka to kopia tego, jak postrzegali świat. Domy budowano na „antysejsmicznych” platformach. Piszę „antysejsmiczne”, bo były masywne, duże, betonowe (zaprawa z kaktusa), a przede wszystkim nie zakotwiczone w jakikolwiek sposób w podłożu. Trzęsienie ziemi nie mogło więc ich całkowicie zniszczyć czy naruszyć. Na tych ławach (używając naszego języka budowlanego) murowano ok metrowej wysokości murki na których stawiana właściwe ściany już z lekkich materiałów, krytych trzciną, dużą trawą. Bo jest tutaj zawsze dość ciepło (w końcu jesteśmy tutaj w porze naszej zimy, a to półkula północna). W wypadku upałów te lekkie strzechy zapewniały naturalną klimatyzację. Przypomina mi się Tanzania. Dach z blachy był trwały, ale w czasie upałów było tam nie do wytrzymania, a dach ze trzciny czy trawy trzeba było co roku remontować, ale zapewniał naturalną klimatyzację. W środku domu była otwarta przestrzeń, atrium – mówiąc językiem Rzymian – które było miejscem przebywania, spotkań, zabaw, a przed wszystkim służyło zbieraniu wody deszczowej, którą odprowadzano do wspólnego systemu. Odżywiano się m. in. fasolką z drzewa fasolowego. Strąki są czerwone, ale ziarenka w środku zielone, nieco w kształcie soczewicy, choć nieco większe. Bardzo pożywne, zawierające zdrowe białko, minerały, witaminy – nie trzeba było schodzić na dół by coś upolować. Skosztowałem – bardzo dobre, ale też – jak wszystko w Meksyku – ostre. Przypominam – nie znali cukru i pieprzu – tylko papryczki, często bardzo ostre, które dodawano nawet do kakaa. Miasto Zapateków w okresie największej świetności liczyło ok. 30 tys. mieszkańców. Wykopaliska obejmują teraz 6 km kw., a miasto w przeszłości miało 24 km kw. Centralny plac (swego rodzaju agora czy forum) ma wymiary 200 m na 300. Oprócz obserwatorium znajdują się tutaj świątynie, ołtarze i mniejszy plac na zebrania najwyższych władz z doskonałą akustyką, bo tutaj ogłaszano nowe prawa, zarządzenia. Na terenie ruin, częściowo zrekonstruowanych wiele jest drzew fasolowych z charakterystycznymi czerwonymi strąkami. W Monte Alban żegnamy się z Jezusem. Tak ma na imię lokalny przewodnik z Oaxaca, który nam towarzyszył wczoraj i dzisiaj. Nas dziwi takie imię, ale w kulturze iberyjskiej jest ono dość popularne.
Droga z Oaxaca do Puebla jest niezwykle malownicza. Zwykła droga ekspresowa jednopasmowa, ale pobocza są na tyle szerokie, że nasz kierowca Pablo (czyli Paweł) specjalnie nie zwalniając wyprzedza nawet tiry czy ciężarówki, bo samochody jadące naprzeciwko ustępują mu miejsca zjeżdżając częściowo na szerokie pobocze. Teren jest bardzo górzysty. Więc droga wije się stokami, nad kotlinami są nawet stumetrowe wiadukty. Czasem jest wydrążona przez niewielkie wzgórza i wtedy ładnie widać przekrój geologiczny skał. Najczęściej są to czerwone, żółte, brązowe fragmenty, czasem okryte siatką zabezpieczającą. W tle na dużych górach widać erozję szczytów. Kruszą się i góra sama stanowi jakby komin otoczony „szatą” skruszonych skał ( w Stanach jak Monument Valley na granicy Arizony i Utah. – podpowiada mi Kordian). Roślinność uboga, ale czasem widzę drzewo pieprzowe (w końcu jesteśmy na końcu świata tam „gdzie pieprz rośnie”). W roślinności także tutaj wysoko dominują kaktusy, opuncje, juki (jak pięknie wyglądają te kwitnące na beżowo), agawy, karłowate drzewa. Charakterystyczne proste kaktusy meksykańskie, wszechobecne tutaj, są czasem wykorzystywane jako płoty. Szereg kaktusów jest połączonych sztuczną poręczą z bambusa zawiązanego z nimi. Widziałem taki płotek w Mitla w obszarze archeologicznym. Kaktusy meksykańskie stanowią także wzór dla lokalnej słodkości churros (taki ocukrzony patyczek, ukształtowany na jego wzór). Dalekim horyzontem ciągną się wielkie pasma gór, na lewo schodzące do Pacyfiku, na prawo w kierunku Zatoki Meksykańskiej Można sobie tylko wyobrazić reakcje Meksykanów na zmianę przez Trumpa w USA nazwy zatoki na „Amerykańską”. Dla nich z pewnością zawsze pozostanie to Zatoka Meksykańska. Po drodze mijamy handlarzy zabawek. Tak, kilka razy mijamy tych, którzy próbują sprzedawać samochodziki, tylko samochodziki poustawiane na skałach na poboczu, różnej wielkości, bardzo intensywnie kolorowe na tle monochromatycznych skał. Dlaczego akurat zabawki sprzedają? Widocznie dużo dzieci jeździ tymi drogami.
Na drodze jest mało stacji benzynowych i punktów gdzie można się zatrzymać. Jedna z uczestniczek bardzo prosi o możliwość zatrzymania się na stacji czy innym miejscu, gdzie jest ubikacja. Kordian cierpliwie tłumaczy, że nie możemy się zatrzymać gdzie chcemy, lecz tylko tam gdzie jest to możliwe. Wreszcie trafiamy na jakąś stację , ale od razu ktoś macha nam, że trzeba jechać dalej – tu nie wolno. Kordian wychodzi i prosi o możliwość skorzystania z ubikacji przez tylko jedną z uczestniczek, na co się ten zgadza. Informuje go przy okazji, że wczoraj była tu strzelanina gangów rywalizujących ze sobą. Kordian wchodzi przy okazji do sklepu, by kupić wodę. Sprzedawczyni z kolei narzeka, że już drugi autobus odgoniono od jej sklepu (wiadomo – autobus to potencjalni klienci). Nie rozumiemy tej sytuacji. Więc otrzymujemy wykład. Od 2020 roku jest stan wojenny w Meksyku. Niemal permanentny. W Acapulco został aresztowany generał policji, z którego składów broni i amunicji „wyparowało” prawie 80 % zapasów. Kto w Meksyku prowadzi interes musi się liczyć z koniecznością płacenia haraczu gangom (patrz świadectwo pallotyna w jednej z poprzednich relacji). Turyści tacy jak my mogą bezpieczne zatrzymywać się tylko w określonych miejscach, hotelach, restauracjach. Prawdziwej wsi meksykańskiej nie zobaczymy. Nam nic nie grozi, ale w tych miejscach ściśle określonych. Znany jest przypadek jednego z turystów, który chciał odwiedzić dom publiczny, a wpadł w ręce gangu i zamiast kobiet miał do czynienia z kilka facetami, którzy go obgolili dosłownie „do majtek”. Powszechne są porwania na okup, dla prostytucji, na narządy. Wyrzuca się proste rodziny chłopskie z żyznych terenów. Zmusza się do tego, porywa, aby zwiększyć areał upraw awokado. Awokado potrzebuje dużo wody. Jego uprawa zabiera wodę mieszkańców okolicznych wsi, którzy musza emigrować. Na plantacjach niewolniczo pracują dzieci. Istnieje proceder niewolnictwa, sprzedawania swoich córek do pracy, na prostytucję, na narządy. Kordian włącza się do akcji nie spożywania awokado z Meksyku, żeby nie finansować gangów. W Ameryce jest tak dużo Meksykanów, że nawet 5 maja obchodzą w Stanach jak u siebie. Czasem w Ilinois, gdzie mieszka Kordian, koczują na chodnikach, w mrozie, ale są szczęśliwi, bo tam nie ma okrutnych gangów. Wszystko zaczęło się w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku wraz ze wzrostem narkomanii w Stanach. Gangi często zmuszają prostych ludzi do przemycania narkotyków za północną granicę. A biada temu, kto odmówi. Rano Kordian mówi, że musimy się spieszyć, aby w Puebla w kościele św. Klary odprawić Mszę św. o 16.45. Z Mount Alban wyjeżdżamy ok. 11.00. Wydaje się, że to nieco ponad 4 godziny drogi, ale Kordian ostrzega, że to, z różnych przyczyn może być więcej np. z powodu blokady dróg dokonywanej przez gangi. Ustawia się w poprzek 10-20 tirów i nie ma szans przejechać. Oni to robią, aby gdzieś między tymi blokadami nikt im nie przeszkadzał. Za jakiś czas blokada jest zdejmowana. Zaraz po tych słowach Kordiana śpiewamy Godzinki. Po raz pierwszy słowa „Przybądź nam Miłościwa Pani ku pomocy, a wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy” brzmią dla mnie niezwykle mocno.
Po drodze, po wyjeździe z gór, już przed Puebla mijamy pola uprawne warzyw, a także samochodziki z przyczepami. Małe, wypełnione po brzegi cebulą, marchewką, porą in. warzywami. Słowo wypełnione należy rozumieć w ten sposób, że owe warzywa mocno wystają poza burtę tych samochodów dostawczych. Dojeżdżamy do Puebla. Hotel „Puebla Senioral” mamy w samym centrum przepięknej starówki. Puebla zostało założone jako jedno z pierwszych miast epoki kolonialnej. Idziemy na Mszę św. do pięknego kościoła św. Klary. Dużo w tej starówce pueblańskiej baroku. Kościół św. Klary też jest nim wypełniony. Dominuje biało-niebieski kolor. Po Mszy idziemy przez słynną ulicę słodkości. Dosłownie pełno cukierni, kawiarni, sklepów ze słodyczami. Potem idziemy do kościoła św. Dominika, gdzie perłą architektury jest słynna Kaplica Różańcowa. Tonie w złocie, W ołtarzu głównym kopia rzeźby Madonny Przy Kolumnie (Madonna del Pilar) z Saragossy w Hiszpanii
( najstarsze i pierwsze objawienie Maryjne uznane przez Kościół). Kiedy wchodzimy do kościoła św. Dominika kaplica jest zajęta. To może być „piętnastka” – mówi Kordian. Na nasze zdziwione twarze odpowiada, że tutaj jest tradycja bardzo hucznego obchodzenia piętnastych urodzin, a nie osiemnastych jak u nas. Okazuje się jednak, że to ślub ( bo sobota). Panie jak na rewii mody. Byłem także świadkiem ślubu we Włoszech – w Rzymie i na Sycylii. Każda z pań miała elegancki szal na okrycie ramion i pleców, gdy wchodziła do kościoła. Tutaj nic podobnego. Po ślubie hałas, krzyki, oklaski, a pan młody pozuje do zdjęcia z wybranką swego serca, jakby byli w parku czy w ogrodzie, a nie w kościele. Całe szczęście, że możemy wejść do ociekającej złotem kaplicy i podziwiać tutejszy niezwykle bogaty w ozdoby barok. Nie ma w kaplicy miejsca, które byłoby pozbawione złotych ornamentów na stiukowych czyli gipsowych formach. Gips oczywiście na zaprawie kaktusowej. Potem idziemy na plac katedralny, który architekt zaprojektował
symetrycznie, jak poukładane równomierne, kwadratowe klocki. Katedra też robi duże wrażenie. Monumentalna świątynia jak ją nazywają. Najwyższe w Meksyku wieże – 69 m. Piękne wnętrze. Po samym wejściu Kaplica Przebaczenia i Pojednania, bo tutaj jednano grzeszników pokutujących z Kościołem, aby mogli wejść dalej. W środku olbrzymi chór. Podobnie imponujący jest główny ołtarz z kolumnami, rzeźbami i obrazami. Obok katedry w pięknym kolorowym budynku biblioteka. Najstarsza w Ameryce założona przez biskupa Don Juan Palafox y Mendozę w 1646 roku. Biskup ofiarował tysiąc woluminów. Obecnie liczy 45 tys. woluminów. Kopalnia wiedzy na temat Meksyku, kolonizacji, historii Ameryki.





