Parafia św. Jadwigi w Chorzowie

Spodobało się Bogu zbawić ludzi nie inaczej jak tylko we wspólnocie…

Aktualności Blog Farorza Pielgrzymka Jubileuszowa Rzym 2025

Pielgrzymka Jubileuszowa Rzym 2025 – dzień 4

Dzisiaj dalszy ciąg wędrówki ze św. Ritą. Jesteśmy w Roccaporena – miejscu urodzin, dzieciństwa,
ślubu, życia małżeńskiego Rity. Mszę św. niedzielną odprawiamy w kościele św. Montana, gdzie Rita wzięła
ślub. Rektorem kościoła jest Polak ks. Krzysztof – rektor tego kościoła. Ma 45 parafian, z tego 2 chodzi do
kościoła. Na początku daje niesamowite świadectwo swej wiary. Pracował w Kalabrii. Spowiadał m. in. żony mafiosów kalabryjskich (draghety) i – podejrzewany, że „za dużo wie” był – jak twierdzi -stopniowo
podtruwany. Macki mafii sięgają nawet probostw. Bardzo ciężko zachorował. Był na granicy śmierci.
Przetransportowano go samolotem do Krakowa. Był już 3 dni w śpiączce. Udzielono mu sakramentu chorych. I nagle ożył – patrzy – białe postaci wokół – lekarze i pielęgniarki. Myślał, że jest w niebie. Jak twierdzi zawdzięcza to św. Ricie, którą w czasie choroby często wzywał i prosił o wstawiennictwo. Dziękował nam za wiarę, naszą modlitwę. Nam kapłanom wręczył duże obrazy św. Rity i wezwał nas do świętości. Zapytał naszych pielgrzymów – czy modlicie się o uświęcenie duchowieństwa. Gromko odpowiedziały siostry Emilia i Helena z Legionu Maryi. Modlą się w tej intencji m. in. na godzinie świętej co czwartek w naszym kościele o godz.11.00. Potem ukazywał dramatyczną sytuację braku wiary we Włoszech. Bardzo mało ludzi się spowiada. Przed nami była grupa z Brazylii na Mszy. Większość z nich to turyści. Msza dla nich nie jest wezwaniem do nawrócenia i spowiedzi. Ks. Krzysztof jeździ co miesiąc na Ukrainę do domu pomocy społecznej, gdzie zawozi pomoc humanitarną. Trochę narzeka, że w Polsce słabnie zainteresowanie i chęć pomocy ogarniętej wojną Ukrainie. Ks. Krzysztof był świadkiem umierającego małego dziecka zranionego wybuchem rakiety. Widzi wielką potrzebę takiej pomocy. Był w Buczy, Irpieniu – miejscach, gdzie w bestialski sposób mordowano Ukraińców. Prosił nas o modlitwę i wzywał nas do wiary. Poruszające świadectwo, które było najlepszym wprowadzeniem do Eucharystii. Jeszcze przed nią nawiedziliśmy dom św. Rity. Tam m. in. relikwia płaszczyka ze skóry, który się zachował ponad 500 lat. Tym płaszczykiem (po włosku „mantello” od tego mamy śląskie „mantel”) była okrywana mała Rita. Po jej śmierci traktowano go jak swego rodzaju „amulet” przy porodach prosząc o pomoc Świętą. Z dzieciństwem Świętej związany jest też cud pszczół. Malutka Rita była położona w wiklinowym koszyku. Nagle pojawił się nad nią rój pszczół. Pewien zraniony w rękę człowiek przechodził obok i zaczął machać, by uchronić dziecko od ukąszenia. Wtem jego ręka okazała się całkowicie zdrowa – zranienie zniknęło. Pszczoły nie tylko nie wyrządziły żadnej szkody małej Ricie, ale nawet w otwartych ustach dziewczynki pozostawiały kropelki miodu. Do dziś pszczoły w murach klasztoru augustianek w Cascii są bez żądeł.

Dopowiedzenie do wczorajszej relacji o winorośli na dziedzińcu klasztoru. Rita była ćwiczona w
posłuszeństwie, bo kazano jej podlewać przez rok całkowicie wyschły pień po krzewie winnym. Po roku krzew ożył, zakwitł i zaowocował. I tak jest do dziś. Co roku trzeba przycinać tę winorośl – jak każdą winorośl wczesną wiosną. Siostry palą gałęzie i popiół rozsyłają chorym, aby wypijali go lub nacierali nim chore miejsca oczywiście z wiara i gorącą modlitwą do św. Rity o uzdrowienie.

Po Mszy mamy jeszcze czas wolny i można wejść na „Scoglio Santa Rita” – Skałę Świętej. To taka iglica
wznosząca się ok. 100 m nad poziom miasteczka. Nasuwa mi się porównanie – oczywiście w odpowiednich proporcjach – ze szczytem Mnich w Tatrach. Skała Rity też tak ostro wystrzela w górę w stosunku do okolicy. Pani Alicja informuje, że jest tam sporo schodów i wędrówka na szczyt trwa ok. 35 min. Mnie i wielu innym zajmuje ok. 15-20 min. Droga jest utwardzona kamieniami, schodami. Z jednej lub stron są małe murki pokryte prawie w całości setkami tabliczek wotywnych, podziękowań za łaski i uzdrowienia. Tabliczki są położone poziomo na murku i można je czytać wspinając się w górę. Droga jest także wyznaczona przez stacje drogi krzyżowej i wiele grup pobożnie odprawia ją w drodze na szczyt. My nie mamy na to aż tyle czasu. O 12.30 musimy wyjechać w okolice Neapolu do hotelu, co zajmie nam ok. 6 godzin jazdy autobusem Na szczycie kaplica z – otoczoną szklaną ścianą – skałą, na której modliła się Święta. Spędzała tu wiele dni i nocy, kiedy wzywała Bożego miłosierdzia owocnie i skutecznie dla swego męża i błagała o przemianę jego życia To tu modliła się za synów, którzy przeżyli zamordowanie ojca i zaprzysięgli vendetę – zemstę. Mimo że Rita uchroniła 15 letnich bliźniaków od widoku zakrwawionego ojca (zanim go zobaczyli obmyła ciało i zabrała skrwawioną koszulę męża). Właśnie z tej skały została wzięta do klasztoru, gdy augustianki nie chciały ją przyjąć. Wg relacji Rity towarzyszyli jej wtedy trzej święci: św. Augustyn, Jan Chrzciciel i Mikołaj z Tolentino. Ze skały rozciągają się wspaniałe widoki na pobliskie góry. Początki jesieni, a więc dominująca w różnych odcieniach zieleń jest cudownie przetykana żółtymi i niekiedy bardzo intensywnymi swoją czerwienią liśćmi drzew i krzewów. Droga z Roccaporeny do Cascii wije się wzdłuż wąwozu. Czasem wycięto kawał skały na wytyczenie drogi i widać intensywną czerwień pionowo opadającej skały pokrytej solidnymi siatkami zabezpieczającymi. Jest tu naprawdę pięknie. Roccaporena do czasu kanonizacji Świętej (dokonał tego papież Leon XIII w 1900 roku, beatyfikacja to dzieło papieża Urbana VIII Barberiniego w 1627 roku) to była zapadła wieś, parę chatek, niewielu ludzi. Dopiero w 1950 roku wyasfaltowano drogę z Roccaporeny do Cascii (ok. 7 km). Rano o 7.30 zbudziłem się już i otworzyłem okno. Słyszę nagle: „Ave Maria piena di gratia, il Signore econ Te…” po włosku. Wyglądam i widzę małą grupkę ok. 10 osób z dużym krzyżem na czele. W grupie jest mama prowadzącą wózek dziecięcy z małym dzieckiem. Wyruszają na pielgrzymkę do Cascii – ok. 2 godzin drogi, wszak rok jubileuszowy wiąże się ze znakiem pielgrzymki. Powracając do sprawy beatyfikacji było to właściwie zatwierdzenie nieprzerwanego kultu św. Rity. Od jej śmierci (22 maja 1457 roku) minęło już 170 lat, ale zaraz po swej śmierci nie przestała zsyłać swoich łask na tych, którzy proszą ją o wstawiennictwo.

Warto też wspomnieć o samym małżeństwie Rity. Nie chciała wychodzić za mąż, ale zmusili ją do tego
rodzice. W chwili ślubu w kościele św. Montana (gdzie sprawowaliśmy dzisiaj Eucharystię) miała zaledwie
14 lat. Została wydana za apodyktycznego Tomasso, który oprócz tego, że był zaangażowany politycznie to jeszcze bardzo źle traktował swoją żonę. Jak czytamy w biografii zakupionej w Cascii prowadził życie
„turbulentne” – pełne waśni, sporów, hazardu, angażowania się w zakłady wyścigów konnych, ale też w
kradzieże, rozboje i gwałty różnego rodzaju Wiele wycierpiała od niego i w pokorze, w modlitwie to znosiła będąc wierną żoną i matką. Urodziła bliźnięta, dwóch synów, którzy w chwili śmierci ojca mieli 15 lat. Swoją pokorą powoli, cierpliwie zmieniła charakter męża, który pod koniec swego życia był już przykładnym mężem i ojcem. Przejęty ideałami miłości nieprzyjaciół swej żony wychodził często z domu nieuzbrojony, co w tamtych czasach było czymś nienormalnym. Rita po śmierci męża była też naturalnie dotknięta uczuciem gniewu i złości, ale przezwyciężyła to modlitwą do Jezusa, który również przebaczył swoim oprawcom z krzyża. Potem modliła się gorąco za swych synów o uwolnienie ich od chęci zemsty następującymi słowami: „Składam Ci ich w darze, uczyń z nimi według Twojej woli”. Rok po śmierci męża w 1406 roku straszliwa choroba (najprawdopodobniej dżuma) zabrała ich z tego świata i uchroniła ich dusze od potępienia.


A więc żona, matka, wdowa i zakonnica. Skupia w sobie św. Rita różne stany i powołania w Kościele. Może
też stąd taka jej popularność i moc wstawiennictwa. Każdego i każdą zrozumie. Kiedy wyjeżdżamy z
Roccaporeny też chyba trzeba by wzywać jej wstawiennictwa. Parking jest mocno zatłoczony chyba
dwudziestu kilku autokarami i trzeba było wiele umiejętności naszych znakomitych kierowców, by wyjechać spod hotelu. A potem jadąc obok Rzymu kierujemy się na Neapol. Kiedy na zakończenie odmawiamy nieszpory i różaniec Wezuwiusz jest widoczny coraz bardziej przez prawie godzinę naszej jazdy. Tak rozległa to góra jak każdy wulkan, który wylewa lawę powiększając swoją rozpiętość. Na samym końcu słońce pięknie chowa się za podwójnym szczytem góry. Ileż piękna mają Włosi w tym śródziemnomorskim klimacie!