Parafia św. Jadwigi w Chorzowie

Spodobało się Bogu zbawić ludzi nie inaczej jak tylko we wspólnocie…

Aktualności Blog Farorza Pielgrzymka Jubileuszowa Rzym 2025

Pielgrzymka Jubileuszowa Rzym 2025 – dzień 5

Dzisiaj jedziemy na Mszę św. do kościoła Matki Bożej z Lourdes i św. Józefa w Neapolu, gdzie pochowany jest sługa Boży ks. Dolindo Ruotolo. Kapłan, który zyskuje wielką popularność nie tylko we Włoszech, ale przede wszystkim w Polsce. U nas przyczyniła się do tego Joanna Bątkiewicz-Brożek swoimi publikacjami na temat ks. Dolindo, przede wszystkim książką „Jezu, Ty się tym zajmij”. Ks. Wojtek zwraca uwagę, że ostatnio została nawet poproszona o pomoc w procesie beatyfikacyjnym ks. Ruotolo. Tytuł jej pierwszej książki to najbardziej znana modlitwa-akt strzelisty, który ks. Dolindo dodawał po każdej Zdrowaście w różańcu. Żył w latach 1882-1970. Wychowywał się w rodzinie, w której ojciec był wykształconym wykładowcą matematyki na uniwersytecie, a dzieci z matką wręcz głodowały. Dolindo zbierał zioła na murach Neapolu i robił sobie z nich zupę, by zaspokoić podstawowy głód. Już nawet jego imię „Dolindo” oznacza cierpienie. Ojciec bił swoje dzieci. Bały się powrotu ojca do domu. Dolindo często był wręcz policzkowany przez ojca. Po 23 latach męki matka zdecydowała się na rozwód i opuszczenie męża. Wraz z dziećmi wyprowadziła się. Ks. Dolindo przed śmiercią pojednał się z ojcem i już wcześniej mu przebaczył. Nie był tęgi w nauce, ale Pan Bóg obdarzył go szczególnym umiłowaniem wiedzy teologicznej, dzięki czemu mógł przyjąć święcenia kapłańskie. Od początku jego kapłaństwo było naznaczone wielkim cierpieniem, które znosił z miłością do Chrystusa i w duchu posłuszeństwa Kościołowi. Najpierw na trzy lata, a potem na dwadzieścia lat był przez Watykan pozbawiony możliwości odprawiania Mszy św. i sprawowania sakramentów. Joanna Bątkiewicz- Brożek w swej biografii podaje, że ktoś widział go w tym „zakazanym czasie” jak modli się na adoracji Najświętszego Sakramentu przed otwartym tabernakulum i woła: „Jezu, dlaczego, dlaczego!!!”. Ówczesna Kongregacja Świętego Oficjum zarzucała mu, że popierał podejrzaną mistyczkę (ojciec Dolindo nie dopatrzył się u niej żadnych herezji), że głosił Słowo Boże używając zbyt prostackich porównań. Pisał bardzo wiele komentarzy do Pisma Św. i one też wzbudzały podejrzenia. Wszystkie cierpienia ks. Dolindo przyjmował z wielką pokorą i posłuszeństwem. Wiernym po Mszach św. rozdawał karteczki ze wskazówkami „Od Jezusa..” czy „Od Maryi” (tzw. immaginetti). W jednym z nich wyprorokował pewnemu Polakowi, że Polak Jan przyczyni się do obalenia komunizmu, co potwierdził pontyfikat Jana Pawła i rok 1989. Kiedy wierni z Neapolu przychodzili do spowiedzi do O. Pio ten odsyłał ich do Dolindo: „Przecież macie u siebie O. Dolindo! Po co przychodzicie do mnie?”. Gorliwie spowiadał, głosił Słowo Boże, gromadził wokół siebie współpracowników swego dzieła. Pokorny, rozmodlony (zawsze z różańcem w ręku – jak o. Pio). Umarł z z modlitwą na ustach i wyznaniem wiary, że wreszcie idzie do Ojca. Przed śmiercią prosił, aby wstawiać się u niego składając prośby na sarkofagu i trzy razy stukając weń. Skrupulatnie stosujemy się do tej prośby.

Kościół w którym jest pochowany znajduje się w centrum Neapolu,  niedaleko od słynnego Muzeum Archeologicznego, gdzie zgromadzono najcenniejsze znaleziska z pobliskich Pompejów. W 79 roku po Chrystusie straszliwy wybuch wulkanu zniszczył, dosłownie zalał i zasypał miasta Pompeje, Herkulanum i Stabie. Już słynny Domenico Fonatana (twórca bocznej fasady Bazyliki na Lateranie) w renesansie w XVI wieku zaczął odkrywać Pompeje. Na dobre prace rozpoczęły się w XVIII wieku. Kataklizm zastał, dosłownie zakonserwował miasta. Oprócz najczęściej drewnianych dachów (które się spaliły) zachowały się prawie w całości domostwa, świątynie, amfiteatry, tawerny, sklepy, a nawet domy publiczne.  Znaleziono mnóstwo dzieł sztuki, rzeźb, mozaik, bezcennych malowideł, które w ogromnej większości prezentowane są w Muzeum Archeologicznym w Neapolu.

Ale my jedziemy do „innych” Pompejów. Do Matki Bożej Różańcowej i jej sanktuarium. Tutaj pochowany jest twórca tego sanktuarium bł. Bartolo Longo. Tak się składa, że w najbliższą niedzielę 19 października (nasz odpust parafialny) na placu św. Piotra zostanie ogłoszony świętym. Na plakacie na drzwiach zapowiadany jest specjalny pociąg z Pompejów do Rzymu w najbliższą  niedzielę dla pielgrzymów udających się na uroczystości pod przewodnictwem papieża Leona XIV. Ciało „prawie” świętego jest wystawione w papieskiej bazylice w Pompejach. Bartolo czyli Bartłomiej Longo był w swej młodości zaciekłym antyklerykałem, uczestniczył w seansach spirytystycznych, był kapłanem satanistycznym. Nawrócił się pod wpływem przyjaciela. Ożenił się, ale wraz z żoną ślubowali dozgonną czystość. Był tercjarzem dominikańskim, wielkim apostołem różańca św. Przyjął nawet dodatkowe imię Rosario. On sprowadził do Pompejów obraz. Nie najwyższego lotu, delikatnie określając. Ponieważ był duży musiał go przewieźć furmanką. Gorliwie zbierał fundusze na kościół. Obecna bazylika została konsekrowana w 1901 roku. Kiedy zawistni zaczęli go oskarżać o nadużycia finansowe zrzekł się całkowicie praw do bazyliki. Wrócił do sanktuarium pół roku przed śmiercią. On wymyślił nowennę pompejańską. Mamy więc współcześnie dwa nurty poznawania i doświadczania Pompejów – ten nawiązujący do starożytnego Rzymu i ten do naszej tradycji katolickiej. Sama bazylika jest ogromnym kościołem. Ściany są całkowicie pokryte dwudziestowiecznymi mozaikami. Mnóstwo ozdobnych elementów, aniołów, świętych, ale też wizerunek na szczycie potężnego filaru aktualnego papieża i biskupa miejsca. Wokół obrazu Matki Bożej 20 medalionów. Z daleka nie widać, ale można się domyślić, że są na nich przedstawione tajemnice różańca (po 2002 roku i liście papieża Jana Pawła II o różańcu to obramowanie musiało być powiększone o tajemnice światła). Jakąż modlitwę odmówić u Matki Bożej Pompejańskiej jeśli nie różaniec? Mimo, że odmówiliśmy już wspólnie różaniec w autobusie w drodze do Pompejów, odmawiam kolejną część w intencji parafian, za chorych, za tych którym obiecałem modlitwę.

Następnym, ostatnim punktem dzisiejszego dnia jest Monte Casino. Nam Polakom kojarzy się z bitwą 18 maja 1944 roku i cmentarzem ponad tysiąca Polaków, którzy tam zginęli. Cmentarz też oczywiście nawiedzamy, modlimy się za zabitych. Czytamy potężny napis na placu tuż przed grobami (litery mają ok. 2 m wysokości) nawiązujący do ofiary Spartan z  greckich Termopil: „Przechodniu powiedz Polsce, że zginęliśmy wierni jej służbie”. My Chorzowianie zatrzymujemy się szczególnie przy grobie arcybiskupa Józefa Gawliny biskupa polowego Wojsk Polskich, który nominację biskupią otrzymał jako proboszcz św. Barbary w Chorzowie w 1934 roku (tam też odbyła się jego konsekracja biskupia). Po wojnie pozostał do swej śmierci w 1964 roku,  duszpasterzem emigracji polskiej. Wcześniej zwiedziliśmy słynny klasztor benedyktynów, który założył św. Benedykt z Nursji. Po włosku Nursja to Norcia – miejscowość – jak się okazało – niedaleko Cascii i Roccaporeny. Klasztor przechodził różne koleje losu. Najpierw zniszczyli go Longobardowie. Odbudowany uległ zniszczenie w czasie najazdu Saracenów. Potem kilka trzęsień ziemi. Wreszcie – najgorsza sprawa zbombardowanie go doszczętnie przez Amerykanów w czasie bitwy o Monte Casino. Ponoć to Niemcy uszanowali klasztor i nie było tam ich wojsk, ale Amerykanie „na wszelki wypadek” go zniszczyli. Potem w czasie odbudowy chcieli ufundować brakujące mozaiki. Papież Paweł VI się nie zgodził, a prosił, żeby pieniądze, które chcieli na to przeznaczyć ofiarowali na dzieła charytatywne. Wita nas w klasztorze piękny krużganek z zespołem figuralnym chwili śmierci św. Benedykta (umarł stojąc podtrzymywany przez braci). Moją uwagę skupia niewielki krzew właściwie granatu z pięknymi, dużymi owocami. Następny krużganek prowadzi już bezpośrednio na szerokie schody prowadzące na trzeci krużganek. Drugi od trzeciego przedzielony jest pięknymi pięcioma arkadami przypominającymi mi fasadę Bazyliki św. Piotra w Okowach w Rzymie, gdzie często zachodziłem nie ze względu na okowy czyli łańcuchy, którymi ponoć skuty był św. Piotr, ale wspaniałą rzeźbę Mojżesza dłuta Michała Anioła z nagrobka papieża Juliusza II.   Bazylika na Monte Casino jest pięknie odbudowana, ale od razu rzucają się w oczy betonowe miejsca, gdzie miały być mozaiki. Cały wystrój został przywrócony po II wojnie światowej na podstawie zdjęć przedwojennych, które można podziwiać w klasztorze. Pod ołtarzem głównym znajduje się krypta z grobami św. Benedykta i św. Scholastyki jego bliźniaczej siostry. O ile Scholastyka, jej ciało po śmierci zostało tam złożone, to ciała św. Benedykta tam nie ma. Na skutek zawirowań  historycznych przez Francję dotarło do Nitry na Słowacji. Św. Benedykt jest patronem naszego rocznika święceń 1987 roku, gdyż wstępowaliśmy do seminarium w 1980 roku – roku jubileuszu 1500 lat od narodzin patrona Europy. Już w latach seminaryjnych towarzyszyła mi modlitwa kolekty ze święta św. Benedykta 11 lipca: „Boże, który ustanowiłeś św. Benedykta znakomitym mistrzem dla tych, którzy poświęcają się Twojej służbie, spraw, abyśmy ponad wszystko stawiali miłość ku Tobie i z radosnym sercem biegli drogą Twoich przykazań”. Opuszczamy Monte Casino drogą wąską, bardzo krętą, z licznymi zakrętami o 180 stopni, ale z której roztaczają się wspaniałe widoki na całą okolicę. To też stanowiło o strategicznym znaczeniu wzgórza w czasie wojny. Nocleg, a właściwie 4  noclegi mamy w Fiuggi oddalonej o godzinę drogi od Rzymu. Jutro droga – jak wszystkie drogi prowadzi do Rzymu („tutte le strade portano a Roma” jak mówią Włosi. I to geograficznie patrząc na mapę już starożytni wytyczyli via Appia, via Aurelia, via Cassia, via Flaminia, via Tiburtina, via Niomentana itd. Ale też „drogi” naszego języka – wszak mamy alfabet łaciński z kilkoma wtrętami słowiańskimi, ale też „drogi” kultury, sztuki, nauki i przed wszystkim religii (nomen omen „rzymskokatolickiej”).