Parafia św. Jadwigi w Chorzowie

Spodobało się Bogu zbawić ludzi nie inaczej jak tylko we wspólnocie…

Aktualności Blog Farorza Pielgrzymka Jubileuszowa Rzym 2025

Pielgrzymka Jubileuszowa Rzym 2025 – dzień 6

Dzisiaj z Fioggi (czyt. Fjodżdżi) wyjeżdżamy wcześnie o 7.30. Przebijamy się przez rzymskie korki do końcowej stacji metra B Laurentina. Nazwa od drogi wytyczonej jeszcze przez Rzymian. Wsiadamy do metra. Nie ma problemu, bo to końcowa stacja linii, a więc pociąg podjeżdża pusty. Po pokonaniu kilku stacji metra zaczynających się od EUR. Dzielnica rozpoczęta jeszcze przez Musoliniego na wystawę światową w 1940 roku, która się nie odbyła z powodu wojny. EUR to skrót od włoskiego określenia wystawy. Potem w dzielnice wykorzystano podczas olimpiady w Rzymie w 1960 roku. Mijamy dalej stacje San Paolo (czyli św. Paweł, bo tu wysiada się i jest najbliżej do Bazyliki św. Pawła za Murami), potem Garbatella, Piramide, bo pewien bogaty Rzymianin zafundował sobie piramidę jako swój grobowiec. Piramida jest obłożona białym kamieniem, ma 32 m wysokości, ale my ja oglądamy nieco niższą. Tak jak wiele zabytków, zwłaszcza kościołów – im niżej się schodzi tym starsze. W ciągu wieków nakładano wokół bruk, ziemię i nie zawsze chciało się wywozić poprzednia warstwę. Do takiego kościoła z VI wieku św. Witalisa przy via Nazionale schodzi się 32 stopnie w dół. Jak stoi się na ulicy to jest się na poziomie dachu tej świątyni. Wysiadamy przy stacji Circo Massimo czyli cyrk wielki. Jak wiele stacji metra ich nazwy wskazują na zabytki tuz obok. Cyrk, ale nie mylić z dzisiejszymi cyrkami. Był to olbrzymi 600 m długości tor wyścigowy dla rydwanów. Mógł pomieścić nawet 300 tys. ludzi. Cesarz ze świtą wchodził  bezpośrednio na trybuny. Rydwany były kolorowe, najczęściej cztery i obstawiano – mówiąc językiem dzisiejszym – zakłady bukmacherskie i grano czasem o duże stawki. Dzisiaj na terenie placu,  który pozostał po cyrku są rozstawione olbrzymie namioty- stajnie, w których są żywe konie do zawodów hippicznych, widocznie tam się odbywających (widzimy nawet jakieś próby pod tymi namiotami)

Potem idziemy na Awentyn  do bazyliki św. Sabiny. Przyznam, że to moja ulubiona bazylika. Przede wszystkim ze względu  na architekturę (nawa główna wyższa od dwóch bocznych, drewniany strop – nasz jadwiżański jest piękniejszy niż ten u Sabiny, półokrągła absyda, kolumny – lub u nas filary – oddzielające nawę główną od bocznych).  Bazylika w starożytności służyła innym celom niż nam się kojarzy, bo chrześcijanie odeszli od architektury sakralnej Greków i wzięli wzór dla swoich kościołów z „obojętnych” religijnie bazylik, które służyły celom administracyjnym, sądowym, handlowym. U św. Sabiny jest w przedsionku piękna inskrypcja upamiętniająca pielgrzymkę metropolii katowickiej w 2007 roku dla uczczenia 750 lat śmierci „Lux ex Silesia” Światła ze Śląska czyli Jackowi Odrowążowi, patronowi naszej metropolii. Inskrypcja jest ozdobiona przepiękną mozaiką ze św. Jackiem niosącym tradycyjnie monstrancję i figurę Matki Bożej z płonącego klasztoru w Kijowie. W tym przedsionku są też cyprysowe drzwi z V wieku. Cyprys jest drzewem odpornym na korniki, gnicie, bardzo twardym, ale nawet to nie uchroniło dolnych kwater od „wygłaskania” ich przez pielgrzymów. Na tych drzwiach w górnym lewym rogu jest pierwszy wizerunek Chrystusa na krzyżu. W starożytności nie przedstawiano postaci Chrystusa na krzyżu, bo przecież zmartwychwstał i nie ma Go już na krzyżu. Później dopiero pobożność chrześcijańska zaczęła przedstawiać różnorodne wizerunki Chrystusa cierpiącego. Naprzeciw drzwi pokazuję przez otwór także drzewo pomarańczowe, które św. Dominik przywiózł z Hiszpanii i zasadził w tutejszym ogrodzie. Dominik otrzymał bazylikę św. Sabiny męczennicy w darze od papieża Honoriusza III jako siedzibę swego zakonu. Do dziś urzędują tu każdorazowi generałowie zakonu. Wnętrze jest bardzo pierwotne, „starożytne”. Kolumny są eleganckie, jońskie z dwoma wolutami na kapitelu (głowicy), żłobkowane, równiutkie – jakże różne z tymi, które za chwilę zobaczymy w innym kościele Santa Maria in Cosmedin. Tam każda z innego gatunku marmuru, innego koloru, innej grubości i wysokości – pozbierano je leżące na Forum Romanum czy gdzie indziej. Pełno tego było w wiekach  średnich w Rzymie. Po co sprowadzać z  kamieniołomów i „wycinać, szlifować” skoro leżą pod ręką. W Bazylice św. Sabiny są freski z historii św. Jacka w jednej z dwóch kaplic w tej jednonawowej świątyni. Tu w tej bazylice Jacek przyjął habit z rąk św. Dominika. Freski jest autorstwa Federico Zuccariego. Na jednym św. Jacek leży krzyżem, a potem drugi raz przedstawiony przyjmuje habit w obecności biskupa krakowskiego Iwo Odrowąża – swego wuja – któremu jako kanonik krakowski towarzyszył w pielgrzymce do Rzymu. Tutaj przeżył – jakby powiedział papież Franciszek  -„nawrócenie pastoralne”. Zainicjował zakony w Polsce i na Rusi. Zaniósł Ewangelię do jeszcze powierzchownie zchrystianizowanej Polski.

Potem schodzimy z cichego, pokrytego willami Awentynu, który – tak jak w starożytności – jest dzielnicą bogatych Rzymian. Wille, dużo zieleni, spokoju, mały ruch samochodowy. Jak zeszliśmy ze wzgórza od razu hałas, „ruch jak w Rzymie”. Ruchliwa lungotevere czyli ulica nabrzeżna nad rzeką Tyber przecinającą Rzym. Tyber był w starożytności  szlakiem  transportowym. Mijamy Forum Boarium (port zwierzęcy). To tutaj sprowadzano z Ostii towary i je segregowano, sprzedawano. Na tym terenie są –  w większości odbudowane – świątynie: jedna okrągła (ale nie Westalek tylko Heraklesa) i druga prostokątna – Portunusa (wszak tu był port). W przedsionku kościoła Santa Maria in Cosmedin są słynne Bocca della Verita – Usta Prawdy. Jest to ważąca przeszło tonę pokrywa prawdopodobnie Cloaca Maxima – w czasach starożytności głównego ciągu kanalizacji odprowadzającej nieczystości. „Maszkara” ma usta mocno rozchylone i od średniowiecza wzięła się tradycja, że jak kłamca włoży rękę, to zostanie mu „odgryziona”. Najsłynniejsze przedstawienie tej sytuacji, to w  „Rzymskich wakacjach” kiedy aktor Gregory Peck wkłada rękę i „wyciąga” z ust sam rękaw marynarki wprawiając w przerażenie angielską księżniczkę (Audrey Hepburn), którą oprowadza po Rzymie. W samym kościele greckim w starożytności (bo służył tej nacji – cosmedin to wg niektórych jeden z zakonów Kościoła wschodniego) jak i dzisiaj oddany wspólnocie greckokatolickiej w Rzymie. Na podłodze jest bardzo stara posadzka Cosmatich z XIII wieku. Rodzina, która ozdabiała podłogi rzymskich kościołów przez kilka pokoleń wieków średnich. Kręgi z porfiru, różnokolorowe trójkąty, kwadraty, trapezy, romby, czasem bardzo małe. W ostatniej bazylice, którą odwiedzimy – Św. Praksedy – w XIX wieku całą podłogę wyłożono różnymi wzorami,  zebranymi z tego co wymyślili bardzo kreatywni w tym względzie Cosmati. Tutaj też w kościele Santa Maria in Cosmedin są relikwie (czaszka św. Walentego) patrona zakochanych i chorych psychicznie („wszak między tymi stanami jest niewielka różnica” – stwierdził kiedyś proboszcz od św. Floriana na Kleparzu w Krakowie demonstrując nam inne relikwie św. Walentego). Idziemy potem via del  Teatro Marcello – bo tutaj jest m. in. Teatr Marcellusa – faworyta cesarza Oktawiana Augusta, który miał być jego następcą, ale wcześnie zabrała go śmierć. August dedykował mu teatr czyli półokrągłą budowlę, w której przedstawiano sztuki teatralne i inne widowiska itd. Mógł pomieścić 13 tys. widzów. Z trzech kondygnacji widowni zachowały się dwa zewnętrzne mury, na których w średniowieczu zbudowano twierdzę m. in. znanego rodu Savellich. Potem wchodzimy na Kapitol – najważniejsze w starożytności wzgórze Rzymu – centrum religijne i do dzisiaj administracyjne – siedziba władz samorządowych miasta. Pałace zbudowane na ruinach świątyń najważniejszym bóstw rzymskich Jowisza, Junony i Minerwy zaprojektował sam Michał Anioł – także bruk na samym placu bardzo charakterystyczny. W centrum jest słynna kopia posągu cesarza Marka Aureliusza (panował w latach 160-180 po Chrystusie) – „filozofa na tronie” jak go określano (napisał bardzo cenne filozoficzne „Rozmyślania” – Meditationes). Posąg się zachował, bo stał kiedyś przed Lateranem i myślano, że to posąg cesarza Konstantyna Wielkiego. To uchroniło go od przetopienia na armaty do zamku Anioła czy inne cele. Takich posągów były dziesiątki, jeśli nie setki w starożytności. Schodzimy z Kapitolu i podziwiamy panoramę Forum Romanum – rzymskiego centrum politycznego, religijnego, administracyjnego. Prawie w całości zachowany łuk tryumfalny Septymiusza Sewera z 203 roku po Chr. W oddali widzimy jednoprzęsłowy łuk Tytusa – tego samego, który – zgodnie z proroctwem Jezusa – zdobył i zniszczył miasto Jerozolimę, a przede wszystkim największą świętość Żydów –  wspaniałą świątynię. Przy Koloseum widzimy trzeci łuk tryumfalny Konstantyna Wielkiego najpóźniejszy z IV wieku. Na forum zostały  kikuty kolumn, czasem fragment architrawu na nich (ze świątyń Saturna,  Kastora i Poluksa czy Westy – bogini ogniska domowego). Dalej idziemy – mimo zmęczenia – wzdłuż via Fori Imperiali – ulicy forów cesarskich, bo jak zabrakło miejsca na Forum, późniejsi cesarze  (Trajan, Nerwa, Neron i in.) budowali swoje fora po przeciwnej stronie dzisiejszej ulicy, którą wytyczył nie kto inny tylko Benito Musolini, mimo sprzeciwu archeologów (pod nią  prawdopodobnie jest wiele bogactw starożytności). Ale dyktator nikim i niczym  się nie przejmował w realizacji swoich ambitnych celów i pomysłów. Wreszcie po bardzo krótkiej przerwie docieramy do Bazyliki Patriarchalnej Santa Maria Maggiore. Spośród czterech wielkich bazylik ta jest najstarsza i najmniej przebudowywana czy odbudowana (jak w przypadku odbudowanej po pożarze Bazyliki św. Pawła za Murami). Trzynawowa, ze wspaniałym sufitem i setką metrowej średnicy róż pozłacanych ponoć złotem, które Krzysztof Kolumb przywiózł z Ameryki i przez królów katolickich (Ferdynanda i Izabelę) trafiło do  papieża Aleksandra VI Borgii. W bazylice znajduję się słynna ikona Salus Populi Romani (Zbawienie, ocalenie ludu rzymskiego), bardzo czczona przez papieża Franciszka. Odwiedził bazylikę w czasie swego pontyfikatu 100 razy w ciągu 12 lat. I tu też jest pochowany. Skromny, bardzo skromny grób znajduję się we wnęce tuż przed kaplicą paolińską (nazwa od papieża Pawła V Borghese, który zlecił jej budowę i jest w niej pochowany). Płyta nagrobna tylko z jego imieniem w wersji łacińskiej.  Po przeciwnej stronie jest także barokowa kaplica sykstyńska – nazwa od papieża Sykstusa IV. Obie kaplice zwieńczone kopułami zostały dodane do podstawowej bryły bazyliki po przebiciu części ścian bocznych. Pod głównym ołtarzem papieskim, przy którym arcybiskup Andrzej odprawił o 14.00 Mszę św. są relikwie żłóbka betlejemskiego, których nie ma w Betlejem w Grocie Narodzenia, bo zostały tutaj przywiezione. Papież Franciszek kilka lat temu „podzielił się” kawałkiem tej relikwii z Betlejem. Jest on w kościele św. Katarzyny obok Bazyliki Narodzenia w  miejscu, gdzie przyszedł na świat Pan Jezus. Wzdłuż nawy głównej ciągnie się cykl kilkudziesięciu mozaik z historią biblijną Starego i Nowego Testamentu. Są bardzo stare z V wieku z czasu budowy bazyliki. Niestety słabo widoczne, bo daleko w górze. Oczywiście można sobie kupić album z nimi. Bazylika jest na wzgórzu Eskwilin, w miejscu  – jak podaje legenda – 5 sierpnia spadł śnieg zgodnie z zapowiedzią Maryi, która jednocześnie objawiła z tym przesłaniem się papieżowi Liberiuszowi i patrycjuszowi Janowi. Ostatecznie została konsekrowana w czasach Soboru Efeskiego w 431 roku, który to sobór rozstrzygnął ostatecznie wątpliwości i utwierdził wiarę Kościoła, że Maryja jest Bogurodzicą, a nie tylko Matką Chrystusa – człowieka. O 14.00 punktualnie Zakrystianin dosłownie „wali” dzwonem sygnaturką na rozpoczęcie Mszy św. jubileuszowej naszej archidiecezji. Chyba dlatego mocno, żeby w potężnym tłumie dał się słyszeć. Na Eucharystii jest ok. 500 pielgrzymów z naszej archidiecezji na czele z biskupami. Koncelebruje jeszcze 11 kapłanów, a asystuje diakon stały. Kazanie ma bp Marek. Rozpoczyna od cytatu z  psalmu 19: „Niebiosa głoszą chwałę Boga, dzieło rąk Jego obwieszcza nieboskłon. Dzień dniowi głosi opowieść, noc nocy przekazuje wiadomość. Nie są to słowa, ani nie jest to mowa, których by dźwięku nie usłyszano. Ich głos się rozchodzi po krańce ziemi” (Ps 19, 2-5). To psalm dzisiejszej liturgii słowa. Ksiądz Biskup mówi o wierze, która jest początkiem i końcem naszego życia. O wierze, którą trzeba formować. Podkreśla mocno aspekt dynamiczny wiary. To nie jest coś raz na zawsze dane. Trzeba się o nią troszczyć, rozwijać. Nic nie zastąpi w tym względzie pokornego, osobistego obcowania ze Słowem Bożym. Bardzo mi się podobał ten fragment kazania bpa Marka. Też to nieustannie podkreślam i staram się pielęgnować w swoim życiu duchowym. Ostatnio gdy na spowiedzi u dominikanów w Krakowie podzieliłem się problemami z medytacją i adoracją spowiednik był zaskoczony. Zaznaczył, że to rzadkie dzisiaj, że kapłan mówi o tej sferze życia modlitewnego. Po Mszy wstępujemy na chwilę – poza programem – do wspaniałej bazyliki papieża Paschalisa II czyli Praksedy. Paschalisa II, bo jego staraniem są w tej bazylice niej moje ulubione mozaiki w Rzymie: w absydzie, na łuku tęczowym (podwójnym) i w osobnej, kameralnej kaplicy św. Zenona. Papież Paschalis II, w kwadratowej koronie (bo żył w czasach powstawania mozaik) ofiaruje Chrystusowi model bazyliki w której się znajdujemy. Tenże papież zebrał z katakumb rzymskich relikwie męczenników i zgromadził w sarkofagu w tej świątyni, by je uchronić od profanacji i grabieży przez ówczesne „hieny cmentarne” szukające kosztowności na rzymskich cmentarzach. Potem idziemy – zupełnie nową trasą dla mnie (bo nigdy nią nie szedłem) przez park na części wzgórza eskwilińskiego Opio, obok wejścia do słynnego Domus Aurea Nerona – na Koloseum. Oglądamy je ze wzgórza naprzeciwko mniej więcej na poziomie drugiej kondygnacji. Pani Monika nasza przewodniczka po Rzymie sprytnie zaopatrzyła się w album, który pokazuje stan dzisiejszy zabytków z jednej strony, a z drugiej ich czas świetności w czasach rzymskich. Nic nowego w zakresie budowy stadionów w XX wieku nie wymyślono jak wtedy gdy w czasach cesarzy Wespazjana i Tytusa budowano Koloseum.  Budowano je ponoć rękami dziesiątków tysięcy niewolników żydowskich, których Tytus zabrał z Jerozolimy po jej zdobyciu. Amfiteatr Flawiuszów ma 12 m głębokości fundamentów. Dwa po 6 m grubości „placki” betonu (bo powstawał na terenie dawnego jeziora z czasów Nerona na grząskim gruncie). Prawie trzysta metrów długości ma dłuższa średnicy elipsy. Mieścił 60 tys.  widzów, którzy mogli go opuścić w 15 min. niezliczonymi wejściami. Miał kryty dach niczym nasz Stadion Narodowy w Warszawie. Walki gladiatorów, bitwy ze zwierzętami, a nawet bitwy morskie odbywały się na nim. Chrześcijanie za czasów Nerona nie mogli tam ginąć, bo Koloseum jeszcze wtedy nie było. Ginęli na wzgórzu watykańskim w Cyrku Nerona, prawie dosłownie w miejscu dzisiejszej Bazyliki św. Piotra. Poświęcił Koloseum jako miejsce męczeństwa chrześcijan papież Benedykt XIV w 1750 roku. I od tego czasu co Wielki Piątek jest tam odprawiana Droga Krzyżowa za wyjątkiem oczywiście czasu po upadku Państwa Kościelnego w 1870 roku. Wznowił ją w XX wieku św. papież Jan XXIII. To co oglądamy to jedna trzecia pierwotnej wielkości i objętości. Z gruzów Koloseum wybudowano m. in. część Bazyliki św. Piotra, Pałac Farnese i Pałac Wenecki przy placu o tej samej nazwie. Z stacji metra Colosseo ruszamy na stację Anagnina, gdzie czeka na nas autobus.  W czasie przesiadki w Termini musimy opuścić pierwszy pociąg, bo nie mogliśmy do niego wejść – tak wielka liczba osób wypełniła peron. Ale do drugiego wsiadamy już bez większych problemów.